W
normalnych okolicznościach ze zdenerwowania dostałabym czkawki, ale
to nie były normalne okoliczności. Świat powariował. Bóg
zwariował. Najpierw musiałam uporać się ze swoim upośledzeniem,
potem poznałam wampiry, a teraz sama zmieniłam się w wilka! Może
nie było to dla mnie normalne, ale w jakimś chorym sensie, było to
naturalne dla mojego ciała. Wiedziałam to, a raczej czułam.
Wyskoczyłam
ze sterty swoich ubrań, a wtedy zając się ożywił. Skakał obok
mnie, trącał mnie nosem, chciał się ze mną bawić! Chciałam się
zaśmiać, ale nie potrafiłam, więc po prostu przystałam na
propozycję zwierzęcia. Razem ganialiśmy się po całej Łączce,
co wydawało mi się bardzo dziwne, ale nie chciałam przerywać.
Przecież zawsze to mógł być tylko sen, prawda? Może za chwilę
obudzę się w swoim pokoju, z promieniami słońca na twarzy, a
takie coś jak wampiry nie będzie istnieć? Może się okaże, że
nie spotkałam nigdy żadnego Erica i Pam?
Ale,
gdy minęło kilka godzin zrozumiałam, że to nie jest sen, a
rzeczywistość. Powoli zaczynałam wpadać w panikę i zamarzyłam o
tym, by znów stać się sobą. Jednak nie potrafiłam, nie
wiedziałam jak to zrobić. Jak znów przybrać swój własny
kształt. Miałam ochotę zaszlochać, zapłakać i krzyczeć
wniebogłosy. Chciałam znów być zwykłym dziwakiem.
Poczułam
przyjemne mrowienie, które zaczynało się w strefie intymnej mojego
ciała, co była dla mnie nowe i niezrozumiałe, a potem
rozprzestrzeniło się na całe ciało i po chwili zdałam sobie
sprawę, że siedzę na trawie i przyciskam dłonie do twarzy,
tłumiąc szloch. W siedzeniu nie byłoby nic dziwnego, gdyby nie
fakt, że byłam rozebrana do rosołu.
Z
gniewnym okrzykiem zerwałam się ze swojego miejsca i podbiegłam do
koca. Ze złością wkładałam bieliznę, ubrania i obuwie, aż
dostałam okropnej czkawki. Nawet nie próbowałam się jej pozbyć;
doskonale wiedziałam, że nic mi nie pomoże – gdy się już
uspokoję, to sama zniknie.
Sama
nie wiedziałam, co się ze mną działo; raz wrzeszczałam jak
opętana, płosząc wszystkie zwierzęta w promieniu dziesięciu
kilometrów, raz śmiałam się histerycznie, a raz płakałam jak
małe dziecko, co mnie bardzo denerwowało. Nie lubiłam płakać, to
był czysty przejaw słabości, a ja już płakałam tego dnia i nie
chciałam tego więcej.
Straciłam
poczucie czasu, ale w końcu udało mi się zapanować nad złością
i bezradnością, które zagościły w moim sercu, spakowałam swoje
rzeczy do torby, którą przewiesiłam przez ramię i głośno
tupiąc, wyszłam z lasu.
Kiedy
stałam już na skraju Shreveport, zrozumiałam, że nie mam żadnego
planu. Nie mogłam zwrócić się do Jacka, ponieważ podobno
zerwaliśmy. Nie chciałam mieszać w to Selenę, ponieważ sama nie
miałam pojęcia, co się ze mną dzieje. Tak więc stałam i
wpatrywałam się w malusieńką metropolię, w której się
wychowałam. Często się włóczyłam po tych ulicach, więc
wiedziałam, gdzie nie warto zaglądać, bo ktoś może cię
zaczepić. Znałam każdą kryjówkę i przejście, ale teraz nie
miałam dokąd się udać. Do sierocińca? Nie, nie zamierzałam
siedzieć cały dzień w swoim pokoju i użalać się nad... swoją
nową przypadłością. Przez myśl mi nawet przeszło (musiałam być
naprawdę zdesperowana, skoro o tym pomyślałam), czy aby nie
zwrócić się do Erica. Prawdopodobnie by mnie wyśmiał, ale może
wiedział, co ze mną jest nie tak? Jednak natychmiast przypomniałam
sobie jego krew w moich ustach i poczułam silne obrzydzenie. To
również odpada.
W takim
razie schronisko.
Była
niedziela, więc teoretycznie schronisko powinno być zamknięte, ale
przecież ktoś musiał wyczyścić klatki i nakarmić zwierzęta,
prawda? One nigdy nie zostają same na dłużej niż dwanaście
godzin, bo wtedy „ktoś” by się dowiedział i doniósł na
policję, że Dallas zaniedbuje zwierzęta, a wtedy on mógłby
trafić do więzienia, bądź zapłacić bardzo wysoką grzywnę, a
tego chyba nie chciał.
Wolnym
krokiem przemierzałam uliczki, aż stanęłam na (prawie) pustkowiu,
otoczonym drucianą siatką i niedziałającym szyldem,
obwieszczającym, że to „Dom dla bezdomnych psów i kotów”.
Głowna brama była oczywiście zamknięta, ale to nie był dla mnie
żaden problem i tak prawie nigdy z niej nie korzystałam. Szłam
wzdłuż siatki, aż natrafiłam na znacznie mniejsze drzwi, które
już zdążyły przerdzewieć. Nacisnęłam klamkę i pchnęłam ile
sił, ponieważ były uparte i nie chciały się otwierać dla byle
kogo. To oznaczało, ze ktoś już tu jest.
Uciążliwe
szczekanie słyszałam już z daleka, ale teraz znacznie się
pogorszyło; wszystkie dźwięki przybrały na sile i doprowadzały
mnie do szału.
Klatki
z psami stały na zewnątrz i były poustawiane tak, że idąc
pomiędzy dwoma ich rzędami, szło się do głównego biura, w
którym zwykle przesiadywał Dallas. Wyczułam, że teraz w tym
właśnie budynku przebywa jedna osoba, ale nie zagłębiałam się w
ten temat.
Ruszyłam
wzdłuż klatek, kierując się do psa, którego lubiłam
najbardziej. Była to stara suczka, która mogła na dniach umrzeć.
Kiedy mnie wyczuła, podniosła się ciężko ze swojego posłania i
ruszyła do prętów. Kucnęłam, otworzyłam klatkę i zaczęłam
się witać z suczką. Nie miała imienia, a ja jej go nie nadawałam,
bo wiedziałam, że już za bardzo przywiązałam się do psa.
– Cześć, kochanie – powiedziałam, głaszcząc ją za uchem. – Co
u ciebie słychać?
– Nie
narzekam, choć przydałyby mi się wakacje – odpowiedział mi
ciepły głos. Podskoczyłam i odwróciłam się do Dallasa. Był
niskim i krępym mężczyzną o dobrotliwej twarzy w kształcie
serca. Miał zakola i gęste wąsy, ale to był najmilszy mężczyzna
jakiego spotkałam. – A co ciebie tu sprowadza?
Roześmiałam
się bez przekonania.
– Własna niedola, proszę pana.
– Taka
młoda dziewczyna nie powinna w ogóle znać takiego słowa –
odpowiedział, również głaszcząc suczkę. – Założę się, że
nie masz ochoty mi o tym mówić? – Pokręciłam lekko głową, ale
on się tym nie zmartwił. – Na pewno wszystko się ułoży. Nie
martw się, Lailah.
– Naprawdę? – spytałam cicho. Chciałam się uspokoić, pokrzepić
stwierdzeniem, że wszystko rzeczywiście będzie dobrze.
– Naprawdę – potwierdził. Zamknął suczkę z powrotem w klatce –
Już zamykałem, a za godzinę ma się tu zjawić Patrick. Może już
pójdziemy? Zapraszam na lody.
Uśmiechnęłam
się.
I
poszłam.
KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ
__________
Nareszcie koniec części pierwszej! Szczerze, to mam jej po dziurki w nosie, ponieważ znacznie bardziej spodobała mi się druga.
Za szablon dziękuję Lizz Kaviste. bardzo mi się podoba i nie ukrywam tego. xD
Jakiś taki króciutki ten rozdział, więc mam nadzieję, że zrekompensujesz mi to pierwszym rozdziałem z drugiej części! Już nie mogę się doczekać, co działo się dalej :>
OdpowiedzUsuńTen rozdział rzeczywiście jest krótszy, ale następny będzie równie długi, co poprzednie. ;)
UsuńHmm, podoba mi sie twój styl pisania, ogólnie opowiadanie wywarło na mnie dobre wrażenie. Czekam na nastepne czesci, i zapraszam do mnie, na psychologiczno-przygodową historie Moriego
OdpowiedzUsuńhttp://opowiadanie-hatredies.blogspot.com/
Ooch, powiem ci szczerze, że bardzo fajne to opowiadanie (: prawda, Lailah nie ma łatwego życia, ba! Co chwile ją coś spotyka, ale to tylko sprawia, że jej historia jest taka ciekawa (: muszę też dodać, że masz świetny szablon! Myślałam nawet, że Megan jest główną bohaterką (co w sumie by mi nie przeszkadzało, bo bardzo ją lubię), ale potem zajrzałam do zakładek i okazało się, że nieco inaczej wygląda. Mniejsza o to.. to koniec części pierwszej historii tak? Bo pierwsze pomyślałam o rozdziale.. mam nadzieję, że ten dziadek, który pojawił się pod koniec nic jej nie zrobi, już i tak dziewczyna nie ma łatwo.. no nic, w każdym bądź razie czekam na kolejny rozdział (:
OdpowiedzUsuńWłaściwie to Megan to jest Lailah, ale gdy zamawiałam szablon myślałam właśnie o drugiej części, nie pierwszej. Dlatego różnią się wyglądem. Z resztą jak dodam kolejny rozdział, to uzupełnię podstronę o Lailah i wszystko będzie świetnie! :)
UsuńOh. Zapomniałam, że piszę z innego konta. xD
Usuńto nie pozostaje mi nic innego, jak tylko czekać na drugą część :)
Usuń