Za
jakieś półtorej godziny miało wzejść słońce, dlatego biegłam
ile sił w nogach do sierocińca. Nogach... nie dwóch, a czterech. I
nie człowiek, a piękny wilk, która zwinnie przeskakiwał nad
wystającymi korzeniami. Liście szeleściły, gdy dotykałam łapami
ściółki leśnej, ale zwinnie brnęłam dalej, delektując się
wiatrem, świszczącym mi w uszach. W takim stanie pokonałam prawie
całe Shreveport, nie bojąc się przebiegać nawet najciemniejszymi
uliczkami miasta, aż w końcu stanęłam pod wiekowym budynkiem z
szarej cegły. Wiciokrzew od lat brnął uparcie w górę i teraz
starannie owijał moje okno – jedyne otwarte. Zawyłam
niezadowolona i rozejrzałam się w prawo, a potem w lewo. Byłoby
bardzo źle, gdyby ktoś zauważył, że wilk zmienia się w
człowieka i wspina się do okna. Na moje szczęście nikogo nie
było, więc się skupiłam i moje ciało przeszył przyjemny
dreszcz. Potem wstałam i zaczęłam wspinaczkę po wiciokrzewie,
który boleśnie wbijał się w moją skórę, jednakże małe
skaleczenia goiły się niesamowicie szybko. Nie poczułam zmęczenia,
gdy przechodziłam przez okno, aż w końcu stanęłam pośrodku
swojego pokoju. Całkiem naga.
Podeszłam
do okna i zaciągnęłam zasłony, by dać sobie jak najwięcej
prywatności, a potem ruszyłam do dużego lustra, które stało w
rogu mojego pokoju.
Od
ostatnich lat nagość stała się dla mnie czymś naprawdę błahym,
chociaż nikomu nie afiszowałam się swoim ciałem. Po prostu
dotarło do mnie, że zwierzęta cały czas chodzą nagie, okryte
wyłącznie swoim pierzem, bądź futrem i jakoś nikomu to nie
przeszkadza. W zasadzie odkąd zmieniłam się pierwszy raz minęły
aż trzy długie lata, podczas których na nowo próbowałam
zaprzyjaźnić się z Jacksonem (od razu rzuciłam prosto z mostu, że
już nigdy nie będę chciała być jego dziewczyną, a on przystał
na ten warunek). Wtedy był to dla mnie szok i jeszcze jedna
tajemnica do skrywania, ale po pewnym czasie zdałam sobie sprawę,
że to musi być kwestia rodzinna, bo wiedziałabym, gdyby jakiś
wilkołak mnie ugryzł) – ciekawa byłam, które z moich rodziców nim było.
Oprócz
tych kilku szczegółów, moje życie było niemal identyczne, co
wcześniej; nadal byłam powszechnie uważana za dziwaka, nie
dopuściłam do siebie nikogo innego, oprócz Seleny i – co
oczywiste – nadal pracowałam w schronisku (Dallas był niezmiernie
zadowolony z mojego podejścia do zwierząt, ponieważ po rozbudzeniu
w sobie zdolności zmieniania kształtu, zwierzęta znacznie bardziej
mnie polubiły). Ale pozostało jeszcze te kilka szczegółów,
między innymi patrzyły teraz na mnie, odbijając się od lustra.
Udało
mi się urosnąć jakieś dziesięć centymetrów i teraz mierzyłam
metr pięćdziesiąt dziewięć, moja skóra wreszcie nabrała koloru
i stała się pięknie opalona na kolor jasnobrązowy, a ciemne
piegi, które towarzyszyły mi odkąd skończyłam trzy latka,
znikły, optycznie powiększając moje błękitne oczy. Zostałam
również dumną posiadaczką pięknych kobiecych kształtów (miałam
wcięcie w talii, biodra i nosiłam rozmiar stanika 70C), więc teraz
już bez żadnych przeszkód mogłam mówić, że jestem ładna, a
nawet piękna. Dzięki temu uzyskałam trochę pewności siebie i
zaczęłam coraz częściej się uśmiechać i porzucać dawną,
ponurą Lailah, z którą nikt nie chciał się zadawać. Ale powoli,
bardzo powoli, ponieważ do większości rzeczy nadal nie mogłam się
przyzwyczaić.
Wykonałam
szybki obrót wokół własnej osi, by popatrzeć jak długie włosy
wirują wraz ze mną i udałam się do łazienki, gdzie wzięłam
szybki prysznic i przygotowałam się do wyjścia.
Dzisiaj
były moje osiemnaste urodziny, więc zgodnie z tradycją powinnam
zostać wykopana z sierocińca i spróbować radzić sobie samej.
Miałam oszczędności, pracę (lichą, ale ją lubiłam) oraz
Selenę, która była gotowa przyjąć mnie pod swój dach. Miałam
zamieszkać u niej do czasu, aż sama nie znajdę sobie jakiegoś
gniazdka.
Ubrałam
się w jasne jeansy i szarą koszulkę z krótkim rękawem, na nogach
widniały moje kochane trampki (niesamowicie starte, po godzinach
chodzenia), włosy wyjątkowo zostawiłam rozpuszczone.
Nienawidziłam, gdy były w takim stanie – zawsze mi przeszkadzały
nawet w najprostszych czynnościach, ale co poradzić? Dzisiaj było
moje z dawna oczekiwane święto. Z dawna oczekiwane, ponieważ
zamierzałam zacząć szukać swojego ojca. Ten pomysł nie przyjął
się z aprobatą, sama również nie chciałam tego robić, ale byłam
ciekawa. Obiecałam sobie, że tylko zadam Liamowi kilka pytań i
zniknę raz na zawsze z jego życia, dokładnie tak jak to sobie
zaplanował, oddając mnie.
Nie
miałam wielu rzeczy, więc mogłam się zacząć pakować dopiero
teraz. Z rzeczy, które znajdowały się w tym pokoju, do mnie
należały tylko ubrania, kilka zeszytów i przyborów do pisania,
walizka, którą niedawno kupiłam i najpotrzebniejsze kosmetyki,
takie jak mydło, szampon, pasta do zębów i szczoteczka oraz rzeczy
typu maskara, puder, kredka do oczu i błyszczyk. Reszta była już
tutaj, gdy przydzielono mi pokój, albo zapewniał to sierociniec –
jak w przypadku prześcieradeł.
O
dwunastej byłam już prawie gotowa – zjadłam śniadanie w
towarzystwie pozostałych wychowanków, przetrwałam nawet życzenia
urodzinowe oraz malutki tort, który kupiono specjalnie dla mnie, a
potem byłam zmuszona wdać się w nudną dyskusję razem z
dyrektorką sierocińca. Potem musiałam jeszcze tylko wrócić i
trochę ogarnąć pokój i właśnie w takim momencie ktoś zapukał.
– Proszę! – zawołałam, wychodząc spod łóżka, gdzie zamiatałam
wieloletnią warstwę kurzu. Drzwi się otworzyły i stanął w nich
wysoki i umięśniony blondyn, trzymający małą paczuszkę w
rękach. – Jackson! – Uradowała rzuciłam się mu na szyję.
Naprawdę byłam szczęśliwa, albowiem nie widzieliśmy się od
prawie pół roku – rodzice przymusowo wysłali go do babci, do
innego stanu i mogliśmy kontaktować się wyłącznie telefonicznie.
– Myślałam, że jeszcze jesteś w Karolinie Północnej –
mruknęłam z wyraźnym wyrzutem w głosie.
– Przyjechałem kilka dni temu i chciałem ci zrobić niespodziankę –
odpowiedział, tuląc mnie.
Jack
również urósł – mierzył sobie jakieś sto osiemdziesiąt
centymetrów wzrostu, więc musiałam mocno zadzierać głowę, by
spojrzeć w jego ciemne i pełne radości oczy. Miał również
mięśnie i tak zwany „kaloryfer”, więc nie jedna dziewczyna się
za nim oglądała, co (szczerze mówiąc) doprowadzało mnie do
szewskiej pasji, ponieważ – poniekąd – Jack zawsze był i
będzie mój. Aż do końca naszych dni. Jego włosy były
ciut ciemniejsze, bo między jasnymi kosmykami widniały tu i ówdzie
ciemne pasma. Były również krótsze, ale nie mniej kręcone niż
gdy mieliśmy po piętnaście lat.
Oprócz
tego chłopak w ogóle się nie zmienił – wciąż był dobry i
radosny, niepoprawny optymista, wręcz, co również mnie czasami
wkurzało, ale kochałam tę jego cechę. Starał się uszczęśliwiać
wszystkich naokoło, nie zważając na swoje uczucia... i chyba nadal
coś do mnie czuł.
Z
reguły rzecz biorąc nie powinniśmy się już tak przyjaźnić jak
kiedyś, a powodów było kilka; zerwanie, jego rodzice oraz wybór
szkół. Jack skończył jedną z najlepszych szkół średnich w
Shreveport i dostał się na świetną uczelnię, do której miał
zacząć uczęszczać na jesień. Ja z trudem dałam sobie radę w
szkole do tej osiemnastki i wiedziałam, że na studiach byłoby mi
okropnie. Mnóstwo nastolatków, którzy w kółko się upijają i
myślą tylko o seksie. (Byłam już raz, czy dwa razy pijana i
doskonale wiedziałam, że nie potrafię wtedy panować nad swoim
upośledzeniem, a wtedy docierały do mnie myśli, których za
wszelką cenę nie życzyłam sobie słyszeć). Dochodziło jeszcze
zmęczenie psychiczne ogromem nauki.
Chłopak
wypuścił mnie z objęć swoich ciepłych i silnych ramion, a
następnie zaczął przyglądać się krytycznie. Gdy tak robił miał
w zwyczaju lekko marszczyć nos, co wyglądało naprawdę zabawnie.
Uśmiechnęłam się lekko, gdy wspomnienia wszystkich wspólnie
spędzonych chwil ożyły w moim umyśle.
– Wyładniałaś – powiedział po dłuższej chwili milczenia. Wziął
do ręki kosmyk moich włosów. – Włosy ci urosły. Wiesz jakie są
ładne? Takie gęste i lśniące – rzekł poważnym tonem, –
przypominają pióra kruka, które mienią się tysiącem tęczowych
kolorów, Lai.
– Naprawdę? – zdziwiłam się. Nigdy nie wpadłabym na takie
porównanie, w ogóle nie zaprzątałam sobie głowy moimi włosami.
Te rzeczywiście mogły urosnąć, ponieważ od kilku lat przycinam
tylko końcówki na centymetr lub dwa i nic więcej, dlatego mogą
rosnąć do woli i w ten sposób sięgają mi już odrobinę poniżej
pasa.
Jackson
kiwnął głową i uśmiechnął się szeroko. Złapał mnie za rękę
i usiadł na pustym już łóżku, ciągnąc mnie za sobą. Wtedy
podał mi kolorową paczuszkę, którą trzymał w dłoniach.
– Wszystkiego najlepszego, Lailah, żeby ci się w życiu jakoś
ułożyło – mruknął i cmoknął mnie w policzek, a ja zaczęłam
rozpakowywać prezent. Nie powiem byłam zaskoczona, że stanął w
moich drzwiach i naprawdę ucieszył mnie fakt, że o mnie nie
zapomniał. Dostałam aparat cyfrowy, ale nie byle jaki, a najlepszy,
z tych, które znajdują się na rynku! – Dzięki temu będziesz
mogła robić zdjęcia i wysyłać mi je mailem. Będziemy w stałym
kontakcie, gdy ja wyjadę do Kalifornii – mówiąc to posmutniał.
Mnie również nie uśmiechała się wizja jego wyjazdu, ale
pocieszałam się tym, iż Jack nie musi mieć równie spieprzonego
życia, co ja. Kto wie? Może na jednym z wykładów pozna miłość
swego życia i zapomni o mnie?
Serdecznie
go wyściskałam, sprytnie ignorując smutek na jego przystojnej
twarzy.
– Jest
świetny – zapewniłam, włączając aparat i robiąc pierwsze
zdjęcie; mój przyjaciel z niebanalnie głupią miną. Zaśmiałam
się i obiecałam sobie, że nigdy nie usunę tego zdjęcia. – Choć
musiałeś wydać fortunę na taką sierotę, jak ja.
Zbył
mnie machnięciem ręki.
- Dla
ciebie warto było oszczędzać – rzekł. – Poza tym babcia się
dołożyła, gdy usłyszała jak wiele dla mnie znaczysz.
Uśmiechnęłam
się lekko, chociaż w sercu poczułam rozdzierający ból. To jasne,
że nie jestem mu obojętna, ale czy naprawdę muszę być taka ważna
w jego życiu? Dlaczego kobiety i mężczyźni nie mogą się
normalnie przyjaźnić, żeby nie pojawiło się między nimi
pożądanie albo zauroczenie? To chore.
– Czy
mogę spytać jak się miewa twój dar? - wypalił, a mnie
natychmiast zrzedła mina. Nigdy w życiu nie nazwałabym czytania w
myślach darem. Upośledzeniem, mocą, ale czy „darem”? Mimo
wszystko odpowiedziałam:
– Nie
muszę się już wysilać, by nie słyszeć czyichś myśli –
odparłam sztywno. – I nie męczę się już tak jak dawniej.
Potrafię nawet – w pewnym stopniu – zapanować nad natłokiem
myśli, gdy ktoś mnie dotyka.
– Ze
mną też tak masz? Też słyszysz wszystko, co przeżyłem?
– Z
tobą jest inaczej – stwierdziłam. – Z tobą i Seleną, bo was
znam od najmłodszych lat, więc sama występuję w wielu
wspomnieniach. Ale, odpowiadając na twoje pytanie, tak. W pewnym
sensie też tak jest.
– Wiesz
o mnie wszystko?
– Wiedziałabym nawet bez tego... daru, jak to nazwałeś.
Zapadła
długa cisza, która w niczym mi nie przeszkadzała, a nawet
odprężała. Wstałam i zaczęłam chodzić po pokoju, robiąc tu i
ówdzie zdjęcia, które miały się stać moją pamiątką na
nadchodzące lata. Równocześnie zaczęły mnie nachodzić
wątpliwości; co jeśli sobie nie poradzę? Co jeśli ten wielki
świat pożre mnie żywcem? Nie mam wykształcenia – napisałam
maturę na dość wysoką liczbę punktów, ale nie rozpocznę
studiów, co już przekreśla moją przyszłość. Mogę, co
najwyżej, zostać sprzedawczynią w sklepie spożywczym, albo do
końca życia zajmować się bezpańskimi zwierzętami w schronisku
Dallasa. Potrafię rysować, więc mogłabym się zgłosić na
policję w celu szkicowania portretów pamięciowych (czytanie w
myślach stałoby się wtedy niezwykle przydatne), ale kto wie, czy i
do tego nie potrzebne są studia?
Poczułam
się przytłoczona, więc przestałam robić zdjęcia i ponownie
usiadłam na swoim łóżku, tuż obok najlepszego przyjaciela.
Przyciągnął mnie do siebie i ostrożnie objął, jakbym była cała
ze szkła lub porcelany. Uderzyły we mnie nie jego wspomnienia i
uczucia, które tak pragnął zamaskować: radość, że mnie w końcu
widzi, smutek na myśl, że będziemy musieli się rozstać,
zdeterminowanie i coś jeszcze. Coś, czego sama nie potrafię
zidentyfikować, ponieważ sama nigdy nie czułam takiego czegoś.
Pod pewnymi względami byłam równie niedoświadczona, co
dziesięciolatka.
– Czy
teraz też słyszysz moje myśli? – wypalił po chwili Jack, jeszcze
mocnej mnie ściskając, jakby się bał, że mogę zaraz wyparować.
Pokręciłam
gwałtownie głową, wyczerpana tym tematem. W głowie kołatało mi
się pytanie: Dlaczego nie możemy przestać o tym rozmawiać?
– Nie,
bo tego nie chcę.
– To
dobrze – stwierdził zdenerwowanym głosem. – Przynajmniej nie
wiesz, co mam zamiar zrobić.
Odwróciłam
się zaciekawiona w jego stronę, a wtedy chłopak pochwycił moją
twarz w swoje ciepłe dłoni i złożył na moich ustach pocałunek.
Nie robił tego tak, jak wtedy, gdy byliśmy parą – wtedy to były
zaledwie cmoknięcia w usta, a teraz on mnie naprawdę
pocałował, więc to był mój pierwszy pocałunek. Usta miał
ciepłe i niezwykle miękkie i to one pochłaniały cała moją
uwagę. Natychmiast zaczęły mi się pocić dłonie, więc wytarłam
je o spodnie i bezwiednie zanurzyłam je we włosach chłopaka. Jakby
z oddali dobiegł mnie jakiś cichy jęk i dopiero po chwili
uświadomiłam sobie, że to ja go wydałam. Byłam nastolatką, więc
to jasne, że hormony natychmiast się we mnie rozszalały, a tama
puściła, przepuszczając wszystkie jego myśli, które resztkami
zdrowego rozsądku odpierałam. Dowiedziałam się o tych wszystkich
latach, kiedy to Jackson był we mnie szaleńczo zakochany, a ja
niemal nie zwracałam na niego uwagi. Wyczułam jego pożądanie i
nadzieję na to, iż znowu będziemy mogli stworzyć parę.
Bez
reszty zatraciłam się w pocałunku, więc ledwie zarejestrowałam
dźwięk otwieranych drzwi, a kiedy Selena weszła do pokoju,
oderwaliśmy się od siebie jak oparzeni. Natychmiast zaczęłam
wpatrywać się we własne dłonie – ponownie spocone.
– Dzień
dobry, Jackson – przywitała się pogodnie moja opiekunka. Widać
bardzo się ucieszyła, widząc nas. – Czy mogę porozmawiać z
Lailah?
– Właściwie już wychodziłem.
Pochwyciłam
jeszcze jedno jego spojrzenie, które znaczyło tak wiele, ale
zignorowałam je. Marzyłam, żeby już poszedł.
Po
chwili wyminął Selenę w drzwiach i usłyszałam jego kroki na
schodach, które momentalnie zagłuszyły wrzaski dzieciaków.
Pani
Garza przyglądała mi się przez chwilę. Tak, pani Garza. Jakiś
czas temu Selena poznała chłopaka i od półtorej roku stanowili
małżeństwo. Tyler był z pochodzenia meksykaninem, ale mieszkał w
Shreveport od urodzenia. Był moim nauczycielem w liceum i to właśnie
tam poznała go Selena – podczas jednej z wielu wywiadówek,
których nie cierpiałam. To u nich miałam mieszkać, co również
mi się niezbyt uśmiechało, ale przecież Selena była z nim
szczęśliwa – nie miałam powodów, by okazywać niechęć byłemu
nauczycielowi.
– O
czym chciałaś porozmawiać? – spytałam zniecierpliwiona. Kobieta
przygryzła dolną wargę.
– Masz
gościa.
Byłam
zaskoczona; w ciągu minionych osiemnastu lat nikt nie chciał mnie
adoptować, a tym bardziej odwiedzać. Nie znałam nikogo, kto mógłby
teraz...
Skamieniałam
i zerknęłam w okno. Było przecież popołudnie, więc On
nie mógł po mnie przyjść. Tylko ta myśl mnie pokrzepiała, gdy
szłam za Seleną w stronę pokoju, w którym zwykle odbywały się
spotkania z krewnymi. Dzieciaki milkły na mój widok i podszeptywały
– one również wiedziały, że nigdy nie miewam gości.
Było to pomieszczenie w kształcie litery L i po obu końcach miał
wejścia. Stoły były ustawione na środku i dostawiono do nich
krzesła. Przez okna wpadało mnóstwo światła słonecznego, które
oświetlało przybysza, siedzącego na jednym z pustych krzeseł. Gdy
tylko drzwi się otworzyły – wstał i mogłam mu się przyjrzeć.
Był średniego wzrostu, więc nie musiałam się wysilać, by na
niego spojrzeć, ale był przystojny. Opalony na lekki brąz, z
wydatnymi kośćmi policzkowymi jego twarz wydawała się być niemal
egzotyczna. Miał krótkie, ale czarne włosy, w których zauważyłam
kolorowe przebłyski, jak u kruka. Przypominał mi kogoś z tymi
ustami, ułożeniem oczu, małym, zadartym nosem, dumną postawą i
drapieżnym błyskiem w brązowych oczach.
Selena
położyła mi dłonie na ramiona. Czułam, że jest naprawdę bardzo
spięta, a ja nie wiedziałam dlaczego. Może to był policjant, a ja
wpadłam w kłopoty? Ale jakie? Przyłapano mnie na piciu? Może ktoś
doniósł, że czasami popalam skręta? Nie jestem narkomanką, ale
gdy nie potrafię już sobie poradzić, kupuję jednego, czy dwa i
palę. W sumie mogłabym się tego łatwo dowiedzieć, ale nie
chciałam ingerować w prywatne myśli mojej opiekunki.
– To
jest Lailah. Lai, to jest... – urwała i milczała, jak gdyby ktoś
zakleił jej usta – Zostawię was samych.
Poczekałam,
aż zamkną się za nią drzwi, a potem oparłam dłonie na biodrach,
przybierając groźną postawę i spytałam już naprawdę
zdenerwowana:
– Kim
pan, do cholery, jest?
Mężczyzna
podszedł i podał mi rękę. Podobieństwo do kogoś było mocno
wyraźne, ale nie mogłam skojarzyć, do kogo. Odpowiedź przyszła
sama.
– Liam
Thomas, twój ojciec.
__________
Tak... To już rozdział szósty, a zarazem pierwszy części drugiej! Może być według mnie, ale bardziej podoba mi się dziewiąty. Hehe.
Jak tam drugi tydzień szkoły? Ja już miałam kartkówki, a czekają mnie kolejne, razem ze sprawdzianami...
Jak tylko znajdę więcej czasu, to pouzupełniam zakładki.
[Wybacz, nie znalazłam spamownika]
OdpowiedzUsuńMasz dość czekania na ocenę w ponurych, ciemnych i smutnych korytarzach kolejnych ocenialni? W Gaolu czeka na Ciebie przytulny ciepły kąt, gdzie przy okazji możesz dowiedzieć się, co ludzie sądzą o Twoim blogu! Dodatkowo Gaol zapewni wysokie warunki sanitarne, najlepszej jakości ciasta pani Basi z komisariatowej kawiarenki i przyjemne lektury w postaci wywiadów z personelem. Grzechem byłoby nie skorzystać z mądrej, konstruktywnej krytyki, czyż nie?
[www.fair-gaol.blogspot.com]
(Jeżeli w jakikolwiek sposób treść tego komentarza uraziła Cię, bądź nie tolerujesz reklam ocenialni, usuń go)
O matko, dopiero teraz miałam czas skomentować. Przepraszam, że tak późno - ale szkoła. :<
OdpowiedzUsuńJackson ponownie zdobywa moją sympatię, opis pocałunku - cudowny, piękny, oszałamiający! Mam nadzieję, że tym razem Lailah da mu szansę, bo wydaje się być naprawdę świetnym chłopakiem :)
Poza tym to rozbudziłaś moją ciekawość pojawieniem się ojca Lailah. Ciekawi mnie czy ona będzie go hejtowała czy raczej będzie się cieszyć, że w końcu się pojawił. Czekam więc na kolejny rozdział :)
Ja też ostatnio mam bardzo mało czasu - masa zajęć dodatkowych, które niby nieobowiązkowe, tak naprawdę są jak najbardziej obowiązkowe.
UsuńJa tam do Jacksona nigdy nic nie miałam i teraz to się również nie zmieniło.
Mam również nadzieję, że się nie rozczarujesz reakcją Lailah. ;)
Woah, zakończenie boskie, ale i tak nic nie przebije Jacksona.. Tak by było fajnie, gdyby byli razem.. No teraz jak Lailah jest taka piękna to powinna mieć powodzenie u płci przeciwnej ^^ i ciekawa jestem co dalej z tym ojcem… hm, czuję, że będzie się działo! Czekam na kolejny (:
OdpowiedzUsuńOh... Będzie się działo prędzej czy później. Shreveporcka masakra piłą wilkołaczą!
UsuńSuper!!! Wczoraj zaczęłam czytać twojego bloga. Gdy przeczytałam Prolog wiedziałam, że to będzie genialne opowiadanie ;D. Szkoda, że Eric był tylko jeden raz ;P... Mam nadzieję, że niedługo dodasz następny rozdział ;)
OdpowiedzUsuńTak, siódmy powinien pojawić się jak najszybciej i naprawdę mi miło, że uważasz moje opowiadanie za genialne. :)
UsuńPoza tym nie masz co się martwić, Eric pojawi się jeszcze niejeden raz, choć może nie tak szybko jak byś chciała.