Rozdział VI

Za jakieś półtorej godziny miało wzejść słońce, dlatego biegłam ile sił w nogach do sierocińca. Nogach... nie dwóch, a czterech. I nie człowiek, a piękny wilk, która zwinnie przeskakiwał nad wystającymi korzeniami. Liście szeleściły, gdy dotykałam łapami ściółki leśnej, ale zwinnie brnęłam dalej, delektując się wiatrem, świszczącym mi w uszach. W takim stanie pokonałam prawie całe Shreveport, nie bojąc się przebiegać nawet najciemniejszymi uliczkami miasta, aż w końcu stanęłam pod wiekowym budynkiem z szarej cegły. Wiciokrzew od lat brnął uparcie w górę i teraz starannie owijał moje okno – jedyne otwarte. Zawyłam niezadowolona i rozejrzałam się w prawo, a potem w lewo. Byłoby bardzo źle, gdyby ktoś zauważył, że wilk zmienia się w człowieka i wspina się do okna. Na moje szczęście nikogo nie było, więc się skupiłam i moje ciało przeszył przyjemny dreszcz. Potem wstałam i zaczęłam wspinaczkę po wiciokrzewie, który boleśnie wbijał się w moją skórę, jednakże małe skaleczenia goiły się niesamowicie szybko. Nie poczułam zmęczenia, gdy przechodziłam przez okno, aż w końcu stanęłam pośrodku swojego pokoju. Całkiem naga.
Podeszłam do okna i zaciągnęłam zasłony, by dać sobie jak najwięcej prywatności, a potem ruszyłam do dużego lustra, które stało w rogu mojego pokoju.
Od ostatnich lat nagość stała się dla mnie czymś naprawdę błahym, chociaż nikomu nie afiszowałam się swoim ciałem. Po prostu dotarło do mnie, że zwierzęta cały czas chodzą nagie, okryte wyłącznie swoim pierzem, bądź futrem i jakoś nikomu to nie przeszkadza. W zasadzie odkąd zmieniłam się pierwszy raz minęły aż trzy długie lata, podczas których na nowo próbowałam zaprzyjaźnić się z Jacksonem (od razu rzuciłam prosto z mostu, że już nigdy nie będę chciała być jego dziewczyną, a on przystał na ten warunek). Wtedy był to dla mnie szok i jeszcze jedna tajemnica do skrywania, ale po pewnym czasie zdałam sobie sprawę, że to musi być kwestia rodzinna, bo wiedziałabym, gdyby jakiś wilkołak mnie ugryzł) – ciekawa byłam, które z moich rodziców nim było.
Oprócz tych kilku szczegółów, moje życie było niemal identyczne, co wcześniej; nadal byłam powszechnie uważana za dziwaka, nie dopuściłam do siebie nikogo innego, oprócz Seleny i – co oczywiste – nadal pracowałam w schronisku (Dallas był niezmiernie zadowolony z mojego podejścia do zwierząt, ponieważ po rozbudzeniu w sobie zdolności zmieniania kształtu, zwierzęta znacznie bardziej mnie polubiły). Ale pozostało jeszcze te kilka szczegółów, między innymi patrzyły teraz na mnie, odbijając się od lustra.
Udało mi się urosnąć jakieś dziesięć centymetrów i teraz mierzyłam metr pięćdziesiąt dziewięć, moja skóra wreszcie nabrała koloru i stała się pięknie opalona na kolor jasnobrązowy, a ciemne piegi, które towarzyszyły mi odkąd skończyłam trzy latka, znikły, optycznie powiększając moje błękitne oczy. Zostałam również dumną posiadaczką pięknych kobiecych kształtów (miałam wcięcie w talii, biodra i nosiłam rozmiar stanika 70C), więc teraz już bez żadnych przeszkód mogłam mówić, że jestem ładna, a nawet piękna. Dzięki temu uzyskałam trochę pewności siebie i zaczęłam coraz częściej się uśmiechać i porzucać dawną, ponurą Lailah, z którą nikt nie chciał się zadawać. Ale powoli, bardzo powoli, ponieważ do większości rzeczy nadal nie mogłam się przyzwyczaić.
Wykonałam szybki obrót wokół własnej osi, by popatrzeć jak długie włosy wirują wraz ze mną i udałam się do łazienki, gdzie wzięłam szybki prysznic i przygotowałam się do wyjścia.
Dzisiaj były moje osiemnaste urodziny, więc zgodnie z tradycją powinnam zostać wykopana z sierocińca i spróbować radzić sobie samej. Miałam oszczędności, pracę (lichą, ale ją lubiłam) oraz Selenę, która była gotowa przyjąć mnie pod swój dach. Miałam zamieszkać u niej do czasu, aż sama nie znajdę sobie jakiegoś gniazdka.
Ubrałam się w jasne jeansy i szarą koszulkę z krótkim rękawem, na nogach widniały moje kochane trampki (niesamowicie starte, po godzinach chodzenia), włosy wyjątkowo zostawiłam rozpuszczone. Nienawidziłam, gdy były w takim stanie – zawsze mi przeszkadzały nawet w najprostszych czynnościach, ale co poradzić? Dzisiaj było moje z dawna oczekiwane święto. Z dawna oczekiwane, ponieważ zamierzałam zacząć szukać swojego ojca. Ten pomysł nie przyjął się z aprobatą, sama również nie chciałam tego robić, ale byłam ciekawa. Obiecałam sobie, że tylko zadam Liamowi kilka pytań i zniknę raz na zawsze z jego życia, dokładnie tak jak to sobie zaplanował, oddając mnie.
Nie miałam wielu rzeczy, więc mogłam się zacząć pakować dopiero teraz. Z rzeczy, które znajdowały się w tym pokoju, do mnie należały tylko ubrania, kilka zeszytów i przyborów do pisania, walizka, którą niedawno kupiłam i najpotrzebniejsze kosmetyki, takie jak mydło, szampon, pasta do zębów i szczoteczka oraz rzeczy typu maskara, puder, kredka do oczu i błyszczyk. Reszta była już tutaj, gdy przydzielono mi pokój, albo zapewniał to sierociniec – jak w przypadku prześcieradeł.
O dwunastej byłam już prawie gotowa – zjadłam śniadanie w towarzystwie pozostałych wychowanków, przetrwałam nawet życzenia urodzinowe oraz malutki tort, który kupiono specjalnie dla mnie, a potem byłam zmuszona wdać się w nudną dyskusję razem z dyrektorką sierocińca. Potem musiałam jeszcze tylko wrócić i trochę ogarnąć pokój i właśnie w takim momencie ktoś zapukał.
– Proszę! – zawołałam, wychodząc spod łóżka, gdzie zamiatałam wieloletnią warstwę kurzu. Drzwi się otworzyły i stanął w nich wysoki i umięśniony blondyn, trzymający małą paczuszkę w rękach. – Jackson! – Uradowała rzuciłam się mu na szyję. Naprawdę byłam szczęśliwa, albowiem nie widzieliśmy się od prawie pół roku – rodzice przymusowo wysłali go do babci, do innego stanu i mogliśmy kontaktować się wyłącznie telefonicznie. – Myślałam, że jeszcze jesteś w Karolinie Północnej – mruknęłam z wyraźnym wyrzutem w głosie.
– Przyjechałem kilka dni temu i chciałem ci zrobić niespodziankę – odpowiedział, tuląc mnie.
Jack również urósł – mierzył sobie jakieś sto osiemdziesiąt centymetrów wzrostu, więc musiałam mocno zadzierać głowę, by spojrzeć w jego ciemne i pełne radości oczy. Miał również mięśnie i tak zwany „kaloryfer”, więc nie jedna dziewczyna się za nim oglądała, co (szczerze mówiąc) doprowadzało mnie do szewskiej pasji, ponieważ – poniekąd – Jack zawsze był i będzie mój. Aż do końca naszych dni. Jego włosy były ciut ciemniejsze, bo między jasnymi kosmykami widniały tu i ówdzie ciemne pasma. Były również krótsze, ale nie mniej kręcone niż gdy mieliśmy po piętnaście lat.
Oprócz tego chłopak w ogóle się nie zmienił – wciąż był dobry i radosny, niepoprawny optymista, wręcz, co również mnie czasami wkurzało, ale kochałam tę jego cechę. Starał się uszczęśliwiać wszystkich naokoło, nie zważając na swoje uczucia... i chyba nadal coś do mnie czuł.
Z reguły rzecz biorąc nie powinniśmy się już tak przyjaźnić jak kiedyś, a powodów było kilka; zerwanie, jego rodzice oraz wybór szkół. Jack skończył jedną z najlepszych szkół średnich w Shreveport i dostał się na świetną uczelnię, do której miał zacząć uczęszczać na jesień. Ja z trudem dałam sobie radę w szkole do tej osiemnastki i wiedziałam, że na studiach byłoby mi okropnie. Mnóstwo nastolatków, którzy w kółko się upijają i myślą tylko o seksie. (Byłam już raz, czy dwa razy pijana i doskonale wiedziałam, że nie potrafię wtedy panować nad swoim upośledzeniem, a wtedy docierały do mnie myśli, których za wszelką cenę nie życzyłam sobie słyszeć). Dochodziło jeszcze zmęczenie psychiczne ogromem nauki.
Chłopak wypuścił mnie z objęć swoich ciepłych i silnych ramion, a następnie zaczął przyglądać się krytycznie. Gdy tak robił miał w zwyczaju lekko marszczyć nos, co wyglądało naprawdę zabawnie. Uśmiechnęłam się lekko, gdy wspomnienia wszystkich wspólnie spędzonych chwil ożyły w moim umyśle.
– Wyładniałaś – powiedział po dłuższej chwili milczenia. Wziął do ręki kosmyk moich włosów. – Włosy ci urosły. Wiesz jakie są ładne? Takie gęste i lśniące – rzekł poważnym tonem, – przypominają pióra kruka, które mienią się tysiącem tęczowych kolorów, Lai.
– Naprawdę? – zdziwiłam się. Nigdy nie wpadłabym na takie porównanie, w ogóle nie zaprzątałam sobie głowy moimi włosami. Te rzeczywiście mogły urosnąć, ponieważ od kilku lat przycinam tylko końcówki na centymetr lub dwa i nic więcej, dlatego mogą rosnąć do woli i w ten sposób sięgają mi już odrobinę poniżej pasa.
Jackson kiwnął głową i uśmiechnął się szeroko. Złapał mnie za rękę i usiadł na pustym już łóżku, ciągnąc mnie za sobą. Wtedy podał mi kolorową paczuszkę, którą trzymał w dłoniach.
– Wszystkiego najlepszego, Lailah, żeby ci się w życiu jakoś ułożyło – mruknął i cmoknął mnie w policzek, a ja zaczęłam rozpakowywać prezent. Nie powiem byłam zaskoczona, że stanął w moich drzwiach i naprawdę ucieszył mnie fakt, że o mnie nie zapomniał. Dostałam aparat cyfrowy, ale nie byle jaki, a najlepszy, z tych, które znajdują się na rynku! – Dzięki temu będziesz mogła robić zdjęcia i wysyłać mi je mailem. Będziemy w stałym kontakcie, gdy ja wyjadę do Kalifornii – mówiąc to posmutniał. Mnie również nie uśmiechała się wizja jego wyjazdu, ale pocieszałam się tym, iż Jack nie musi mieć równie spieprzonego życia, co ja. Kto wie? Może na jednym z wykładów pozna miłość swego życia i zapomni o mnie?
Serdecznie go wyściskałam, sprytnie ignorując smutek na jego przystojnej twarzy.
– Jest świetny – zapewniłam, włączając aparat i robiąc pierwsze zdjęcie; mój przyjaciel z niebanalnie głupią miną. Zaśmiałam się i obiecałam sobie, że nigdy nie usunę tego zdjęcia. – Choć musiałeś wydać fortunę na taką sierotę, jak ja.
Zbył mnie machnięciem ręki.
- Dla ciebie warto było oszczędzać – rzekł. – Poza tym babcia się dołożyła, gdy usłyszała jak wiele dla mnie znaczysz.
Uśmiechnęłam się lekko, chociaż w sercu poczułam rozdzierający ból. To jasne, że nie jestem mu obojętna, ale czy naprawdę muszę być taka ważna w jego życiu? Dlaczego kobiety i mężczyźni nie mogą się normalnie przyjaźnić, żeby nie pojawiło się między nimi pożądanie albo zauroczenie? To chore.
– Czy mogę spytać jak się miewa twój dar? - wypalił, a mnie natychmiast zrzedła mina. Nigdy w życiu nie nazwałabym czytania w myślach darem. Upośledzeniem, mocą, ale czy „darem”? Mimo wszystko odpowiedziałam:
– Nie muszę się już wysilać, by nie słyszeć czyichś myśli – odparłam sztywno. – I nie męczę się już tak jak dawniej. Potrafię nawet – w pewnym stopniu – zapanować nad natłokiem myśli, gdy ktoś mnie dotyka.
– Ze mną też tak masz? Też słyszysz wszystko, co przeżyłem?
– Z tobą jest inaczej – stwierdziłam. – Z tobą i Seleną, bo was znam od najmłodszych lat, więc sama występuję w wielu wspomnieniach. Ale, odpowiadając na twoje pytanie, tak. W pewnym sensie też tak jest.
– Wiesz o mnie wszystko?
– Wiedziałabym nawet bez tego... daru, jak to nazwałeś.
Zapadła długa cisza, która w niczym mi nie przeszkadzała, a nawet odprężała. Wstałam i zaczęłam chodzić po pokoju, robiąc tu i ówdzie zdjęcia, które miały się stać moją pamiątką na nadchodzące lata. Równocześnie zaczęły mnie nachodzić wątpliwości; co jeśli sobie nie poradzę? Co jeśli ten wielki świat pożre mnie żywcem? Nie mam wykształcenia – napisałam maturę na dość wysoką liczbę punktów, ale nie rozpocznę studiów, co już przekreśla moją przyszłość. Mogę, co najwyżej, zostać sprzedawczynią w sklepie spożywczym, albo do końca życia zajmować się bezpańskimi zwierzętami w schronisku Dallasa. Potrafię rysować, więc mogłabym się zgłosić na policję w celu szkicowania portretów pamięciowych (czytanie w myślach stałoby się wtedy niezwykle przydatne), ale kto wie, czy i do tego nie potrzebne są studia?
Poczułam się przytłoczona, więc przestałam robić zdjęcia i ponownie usiadłam na swoim łóżku, tuż obok najlepszego przyjaciela. Przyciągnął mnie do siebie i ostrożnie objął, jakbym była cała ze szkła lub porcelany. Uderzyły we mnie nie jego wspomnienia i uczucia, które tak pragnął zamaskować: radość, że mnie w końcu widzi, smutek na myśl, że będziemy musieli się rozstać, zdeterminowanie i coś jeszcze. Coś, czego sama nie potrafię zidentyfikować, ponieważ sama nigdy nie czułam takiego czegoś. Pod pewnymi względami byłam równie niedoświadczona, co dziesięciolatka.
– Czy teraz też słyszysz moje myśli? – wypalił po chwili Jack, jeszcze mocnej mnie ściskając, jakby się bał, że mogę zaraz wyparować.
Pokręciłam gwałtownie głową, wyczerpana tym tematem. W głowie kołatało mi się pytanie: Dlaczego nie możemy przestać o tym rozmawiać?
– Nie, bo tego nie chcę.
– To dobrze – stwierdził zdenerwowanym głosem. – Przynajmniej nie wiesz, co mam zamiar zrobić.
Odwróciłam się zaciekawiona w jego stronę, a wtedy chłopak pochwycił moją twarz w swoje ciepłe dłoni i złożył na moich ustach pocałunek. Nie robił tego tak, jak wtedy, gdy byliśmy parą – wtedy to były zaledwie cmoknięcia w usta, a teraz on mnie naprawdę pocałował, więc to był mój pierwszy pocałunek. Usta miał ciepłe i niezwykle miękkie i to one pochłaniały cała moją uwagę. Natychmiast zaczęły mi się pocić dłonie, więc wytarłam je o spodnie i bezwiednie zanurzyłam je we włosach chłopaka. Jakby z oddali dobiegł mnie jakiś cichy jęk i dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że to ja go wydałam. Byłam nastolatką, więc to jasne, że hormony natychmiast się we mnie rozszalały, a tama puściła, przepuszczając wszystkie jego myśli, które resztkami zdrowego rozsądku odpierałam. Dowiedziałam się o tych wszystkich latach, kiedy to Jackson był we mnie szaleńczo zakochany, a ja niemal nie zwracałam na niego uwagi. Wyczułam jego pożądanie i nadzieję na to, iż znowu będziemy mogli stworzyć parę.
Bez reszty zatraciłam się w pocałunku, więc ledwie zarejestrowałam dźwięk otwieranych drzwi, a kiedy Selena weszła do pokoju, oderwaliśmy się od siebie jak oparzeni. Natychmiast zaczęłam wpatrywać się we własne dłonie – ponownie spocone.
– Dzień dobry, Jackson – przywitała się pogodnie moja opiekunka. Widać bardzo się ucieszyła, widząc nas. – Czy mogę porozmawiać z Lailah?
– Właściwie już wychodziłem.
Pochwyciłam jeszcze jedno jego spojrzenie, które znaczyło tak wiele, ale zignorowałam je. Marzyłam, żeby już poszedł.
Po chwili wyminął Selenę w drzwiach i usłyszałam jego kroki na schodach, które momentalnie zagłuszyły wrzaski dzieciaków.
Pani Garza przyglądała mi się przez chwilę. Tak, pani Garza. Jakiś czas temu Selena poznała chłopaka i od półtorej roku stanowili małżeństwo. Tyler był z pochodzenia meksykaninem, ale mieszkał w Shreveport od urodzenia. Był moim nauczycielem w liceum i to właśnie tam poznała go Selena – podczas jednej z wielu wywiadówek, których nie cierpiałam. To u nich miałam mieszkać, co również mi się niezbyt uśmiechało, ale przecież Selena była z nim szczęśliwa – nie miałam powodów, by okazywać niechęć byłemu nauczycielowi.
– O czym chciałaś porozmawiać? – spytałam zniecierpliwiona. Kobieta przygryzła dolną wargę.
– Masz gościa.
Byłam zaskoczona; w ciągu minionych osiemnastu lat nikt nie chciał mnie adoptować, a tym bardziej odwiedzać. Nie znałam nikogo, kto mógłby teraz...
Skamieniałam i zerknęłam w okno. Było przecież popołudnie, więc On nie mógł po mnie przyjść. Tylko ta myśl mnie pokrzepiała, gdy szłam za Seleną w stronę pokoju, w którym zwykle odbywały się spotkania z krewnymi. Dzieciaki milkły na mój widok i podszeptywały – one również wiedziały, że nigdy nie miewam gości. Było to pomieszczenie w kształcie litery L i po obu końcach miał wejścia. Stoły były ustawione na środku i dostawiono do nich krzesła. Przez okna wpadało mnóstwo światła słonecznego, które oświetlało przybysza, siedzącego na jednym z pustych krzeseł. Gdy tylko drzwi się otworzyły – wstał i mogłam mu się przyjrzeć. Był średniego wzrostu, więc nie musiałam się wysilać, by na niego spojrzeć, ale był przystojny. Opalony na lekki brąz, z wydatnymi kośćmi policzkowymi jego twarz wydawała się być niemal egzotyczna. Miał krótkie, ale czarne włosy, w których zauważyłam kolorowe przebłyski, jak u kruka. Przypominał mi kogoś z tymi ustami, ułożeniem oczu, małym, zadartym nosem, dumną postawą i drapieżnym błyskiem w brązowych oczach.
Selena położyła mi dłonie na ramiona. Czułam, że jest naprawdę bardzo spięta, a ja nie wiedziałam dlaczego. Może to był policjant, a ja wpadłam w kłopoty? Ale jakie? Przyłapano mnie na piciu? Może ktoś doniósł, że czasami popalam skręta? Nie jestem narkomanką, ale gdy nie potrafię już sobie poradzić, kupuję jednego, czy dwa i palę. W sumie mogłabym się tego łatwo dowiedzieć, ale nie chciałam ingerować w prywatne myśli mojej opiekunki.
– To jest Lailah. Lai, to jest... – urwała i milczała, jak gdyby ktoś zakleił jej usta – Zostawię was samych.
Poczekałam, aż zamkną się za nią drzwi, a potem oparłam dłonie na biodrach, przybierając groźną postawę i spytałam już naprawdę zdenerwowana:
– Kim pan, do cholery, jest?
Mężczyzna podszedł i podał mi rękę. Podobieństwo do kogoś było mocno wyraźne, ale nie mogłam skojarzyć, do kogo. Odpowiedź przyszła sama.
– Liam Thomas, twój ojciec.
__________
Tak... To już rozdział szósty, a zarazem pierwszy części drugiej! Może być według mnie, ale bardziej podoba mi się dziewiąty. Hehe.
Jak tam drugi tydzień szkoły? Ja już miałam kartkówki, a czekają mnie kolejne, razem ze sprawdzianami...
Jak tylko znajdę więcej czasu, to pouzupełniam zakładki.

7 komentarzy:

  1. [Wybacz, nie znalazłam spamownika]

    Masz dość czekania na ocenę w ponurych, ciemnych i smutnych korytarzach kolejnych ocenialni? W Gaolu czeka na Ciebie przytulny ciepły kąt, gdzie przy okazji możesz dowiedzieć się, co ludzie sądzą o Twoim blogu! Dodatkowo Gaol zapewni wysokie warunki sanitarne, najlepszej jakości ciasta pani Basi z komisariatowej kawiarenki i przyjemne lektury w postaci wywiadów z personelem. Grzechem byłoby nie skorzystać z mądrej, konstruktywnej krytyki, czyż nie?

    [www.fair-gaol.blogspot.com]

    (Jeżeli w jakikolwiek sposób treść tego komentarza uraziła Cię, bądź nie tolerujesz reklam ocenialni, usuń go)

    OdpowiedzUsuń
  2. O matko, dopiero teraz miałam czas skomentować. Przepraszam, że tak późno - ale szkoła. :<
    Jackson ponownie zdobywa moją sympatię, opis pocałunku - cudowny, piękny, oszałamiający! Mam nadzieję, że tym razem Lailah da mu szansę, bo wydaje się być naprawdę świetnym chłopakiem :)
    Poza tym to rozbudziłaś moją ciekawość pojawieniem się ojca Lailah. Ciekawi mnie czy ona będzie go hejtowała czy raczej będzie się cieszyć, że w końcu się pojawił. Czekam więc na kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też ostatnio mam bardzo mało czasu - masa zajęć dodatkowych, które niby nieobowiązkowe, tak naprawdę są jak najbardziej obowiązkowe.
      Ja tam do Jacksona nigdy nic nie miałam i teraz to się również nie zmieniło.
      Mam również nadzieję, że się nie rozczarujesz reakcją Lailah. ;)

      Usuń
  3. Woah, zakończenie boskie, ale i tak nic nie przebije Jacksona.. Tak by było fajnie, gdyby byli razem.. No teraz jak Lailah jest taka piękna to powinna mieć powodzenie u płci przeciwnej ^^ i ciekawa jestem co dalej z tym ojcem… hm, czuję, że będzie się działo! Czekam na kolejny (:

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oh... Będzie się działo prędzej czy później. Shreveporcka masakra piłą wilkołaczą!

      Usuń
  4. Super!!! Wczoraj zaczęłam czytać twojego bloga. Gdy przeczytałam Prolog wiedziałam, że to będzie genialne opowiadanie ;D. Szkoda, że Eric był tylko jeden raz ;P... Mam nadzieję, że niedługo dodasz następny rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, siódmy powinien pojawić się jak najszybciej i naprawdę mi miło, że uważasz moje opowiadanie za genialne. :)
      Poza tym nie masz co się martwić, Eric pojawi się jeszcze niejeden raz, choć może nie tak szybko jak byś chciała.

      Usuń

Kursor pochodzi ze strony profilki.com.pl/inne/usteczka.cur