Zegarek
powiedział mi, że jeszcze godzina i będzie zachód słońca.
Zaczynało robić się zimno i moje drobne ciało owiewał wiatr,
sprawiając, że cała się trzęsłam. Z powrotem usiadłam na
zielonej trawie i podniosłam swoją czarną bluzę z kapturem, którą
zawsze nosiłam na zaś. Włożyłam ją, ale była równie zimna jak
wiatr.
Chyba
oszalałam, skoro czekałam na odpowiedź na swój monolog pod
adresem Boga. Ale to robiłam. Siedziałam, kuląc się, aż
usłyszałam tupot czyichś stóp. Po chwili moim błękitnym oczom
ukazał się chłopak w moim wieku; wysoki i szczupły z
nastroszonymi blond włosami oraz ciemnymi oczami. Jak prawie każdy
mieszkaniec Luizjany miał opaloną skórę. Był ładny, w naszej
klasie uważany za najładniejszego, ale został wyrzutkiem. Przeze
mnie. Przyjaźnił się ze mną odkąd pamiętam, zawsze pomagał mi,
gdy inni chcieli coś mi zrobić. To dzięki niemu nauczyłam się
budować mury ochronne, przez które nie dociera do mnie ani jedna
obca mi myśl.
Uśmiechnął
się, a po moim ciele przetoczyła się przyjemna fala ciepła.
Natychmiast zbudowałam mury i rozbolała mnie głowa, ale znacznie
mniej niż jakiś czas temu.
Jackson
Harper, zwany również Jack podszedł do mnie i usiadł tuż obok z
głośnym westchnieniem. Zaraz potem objął mnie ramieniem i cmoknął
w czoło. W tym czasie ja cała się zjeżyłam. Od kilku miesięcy
byliśmy parą, ale równocześnie moglibyśmy nią nie być. Głównie
przeze mnie. Nie jestem przyzwyczajona do tego, że ktoś okazuje mi
jakieś ciepłe uczucia, z ledwością zaczęłam go tolerować jako
przyjaciela, a jego prośba tylko pogorszyła nasze stosunki.
Powiedział
mi, że od dawna byłam obiektem jego uczuć, ale bał mi się to
powiedzieć. Sama stwierdziłam, że nie mam zamiaru mieć chłopaka,
ale nalegał. Namawiał mnie słowami, że to będzie prawie to samo,
co zwykłe przyjaźnienie się. Uwierzyłam mu i dałam szansę, ale
jednocześnie coraz bardziej się od niego odcinałam. Zdarzało nam
się wymieniać niewinne pocałunki i zawsze w takich chwilach
traciłam panowanie nad murem, który zawalał się i wszystkie myśli
chłopaka docierały do mnie ze zdwojoną siłą. To było bolesne i
męczące.
– Co
jest? – spytał, tuląc mnie do siebie. Powoli odprężałam napięte
mięśnie i dawałam mu się głaskać po plecach. – Długo tu
jesteś?
Wzruszyłam
ramionami, ale nic nie powiedziałam.
Jack
był moim całkowitym przeciwieństwem. Był dobry, pomocny, szczery
i łagodny. I miał rodziców. Prawdziwy dom, a nawet kota!
Nienawidzę kotów, ale to zawsze jest zwierzątko. Ja nie mogłam
nigdy zaadoptować zwierzaka. I nie jestem dobra, a złośliwa i
leniwa. Leniwa do granic możliwości.
Czytanie
w myślach miało jednak swoje plusy. Szczególnie na lekcjach. Gdy
nauczyciel mnie o coś pytał, wystarczyło jedynie otworzyć się na
umysł klasowego kujona i powtórzyć jego słowa. Na kartkówkach i
sprawdzianach to samo, dlatego mam same czwórki i piątki ze
wszystkich przedmiotów, co naprawdę dziwi nauczycieli, biorąc pod
uwagę fakt jak się zachowuję. I patrząc na moje niemiłosierne
lenistwo. Z własnej woli robię coś tylko wtedy, jeśli skutki będą
dla mnie pozytywne. Jak na przykład „pożyczenie” nowych butów,
gdy stare stają się zbyt znoszone lub za małe.
– Jesteś zła? – Jack puścił mnie i ustawił mnie tak, że
siedzieliśmy naprzeciw siebie. Pokręciłam głową, ale również
się nie odezwałam. Chłopak przyglądał mi się przez chwilę, a
jego twarz była jak otwarta księga. Mogłabym czytać z niej równie
łatwo jak z umysłu. Zauważyłam, że coś go trapi. Jest
rozkojarzony i zdenerwowany, a ja poczułam ciekawość. Chciałam
już wiedzieć o co może mu chodzić.
– Jackson? – zaczęłam podejrzliwym tonem. Zmrużyłam oczy i
przyglądałam mu się tak przez dłuższą chwilę. – Jeśli mi
natychmiast nie powiesz, o co chodzi, to zacznę grzebać ci w
głowie. Wiesz, że to potrafię.
Chłopak
zmieszał się. Może i mnie lubił, może mnie bronił przed innymi,
dopóki sama nie nauczyłam się bronić, ale prawda jest taka, że
nie wierzy w moje „moce”. A może wierzy, ale stara się je
zignorować? Boi się ich, jak każdy normalny człowiek,
tudzież ktoś, kto ma równo pod sufitem.
Pokręcił
zamaszyście głową, przez co zirytowałam się jeszcze bardziej,
ale starałam się powściągnąć swój charakter, by czegoś nie
wypalić. Potem mogłabym tego żałować, a doskonale wiem, że
raniąc słowami mogę wyrządzić więcej szkód, niż pięściami.
– Znasz
moich rodziców, prawda? – zapytał, patrząc mi w oczy. Skinęłam głową
na znak, że ich znam. To byli naprawdę mili ludzie, ale bali się
mnie, co znacznie obniżyło moją ocenę na ich temat. – Chodzi o
to, że dowiedzieli się... o nas – powiedział, unikając mojego
wzroku. – Powiedzieli, że ledwo tolerują cię jako moją
przyjaciółkę i nie będą mnie narażać na demoralizację.
Prychnęłam,
a zaraz potem wybuchnęłam złowrogim śmiechem.
– Co
zrobią? – Zbliżyłam się do niego z demonicznym uśmiechem. –
Założą ci kraty w oknach? Ustanowią godzinę policyjną? A może
doniosą na mnie na policji?
– Nie
wiem – mruknął Jack. – Ale oni chyba mają rację. To było
zwykle zauroczenie. Zakochałem się w inności, nie w tobie.
Przekrzywiłam
głowę w bok i powiedziałam szeptem:
– Ty
mnie nie kochałeś. Mówiłam ci to od początku. Jesteśmy za
młodzi na miłość. Pod warunkiem, że ona w ogóle istnieje.
Ubzdurałeś coś sobie. Słyszysz, Jack? – Złapałam go za ramiona
i lekko nim potrząsnęłam. Jego jasne włosy opadły mu na czoło,
przez co wyglądał jak piętnastoletnia gwiazda jakiegoś głupiego
boysbandu dla dziesięciolatek. Wyglądał słodko, ale głupkowato.
Nawet pod tym względem się różnimy; on wygląda jak aniołek, a
ja? Diabeł wcielony – to słyszałam zawsze, gdy wchodziłam do
jakiegoś sklepu.
– O tym
też chciałem pogadać! – zawołał nagle, strzepując moje ręce.
Wstał i pociągnął mnie za sobą w górę. – Jesteś porywcza i
agresywna!
– Nie
jestem porywcza! – Również uniosłam głos, który potoczył się
echem po całej polance, którą nazwałam Łączką. – Ja tylko
dobitnie daję do zrozumienia, że coś mnie wpienia, Harper –
warknęłam, zgrzytając zębami i zaciskając dłonie w pięści.
– Niemal codziennie dajesz do zrozumienia, że coś cie wpienia. –
Wypowiadając ostatnie trzy słowa zakreślił w powietrzu znak
cudzysłowu.
– Przyjaźnimy się od pierwszej klasy! – krzyknęłam, tupiąc nogą.
Miałam naprawdę wielką ochotę zrobić mu coś więcej, ale
sympatia przeważyła. Nie potrafiłabym mu zrobić takiej
krzywdy. – Dlaczego dopiero teraz wygarniasz mi moje wady? Dlaczego,
wiedząc jaka jestem, chciałeś ze mną chodzić? Jak mogłeś w ten
sposób zniszczyć naszą przyjaźń?
– A
więc to moja wina?
– Tak!
Dopiero teraz dotarło?!
Chłopak
poczerwieniał na twarzy i przez chwilę się nie odzywał. Z reguły
był bardzo spokojny, ale ja, to ja – potrafiłam wytrącić z
równowagi każdego. Nawet Jacksona, tego kochanego, milusiego i
słodziutkiego Jacksona, który potrafił przymknąć oko na każde
dziwactwo. Jestem tego żywym dowodem. Zapadła pełna napięcia
cisza, trwająca jakieś pięć minut, podczas której chłopak
powoli wdychał i wydychał powietrze. Usłyszałam również, że
liczy do stu, ale nie wiem, czy na głos, czy w myślach. Teraz, gdy
byłam wściekła wszelkie granice się zacierały. Ktoś mógł coś
pomyśleć, a ja nawet bym nie zauważyła, że tego nie powiedział
na głos. Z kolei jego prawdziwe słowa uznałabym za myśli.
Z
powrotem usiadłam na coraz zimniejszej trawie i zapatrzyłam się na
niebo. Słońce było już coraz niżej na niebie, które przybrało
najrozmaitsze barwy. Różowy, fioletowy, pomarańczowy i czerwony. A
na wschodzie widziałam jedynie noc, noc i gwiazdy, przesłaniane
miejskim pyłem, wydobywającym się z różnego rodzaju fabryk.
– Powinniśmy się uspokoić i zacząć jeszcze raz. Od początku –
podsunęłam na powrót spokojnym tonem. Nie patrzyłam na chłopaka,
ale ten usiadł obok.
– Przepraszam – powiedział nieśmiało. Odwróciłam głowę w jego
stronę i spojrzałam na niego zdziwiona. Uniosłam jedną brew, co
było dla niektórych śmieszne.
– Za
co?
– Za
to, że... – umilkł. – Że jestem taki...
– Uległy? – dokończyłam, kiwając głową. – Nie twoja wina, tylko
twoich rodziców. To oni cię takim wychowali. – Uśmiechnęłam się
szeroko. – Widzisz ja nie znam swoich i jestem jaka jestem. Zła.
– Zepsuta do szpiku kości – zgodził się Jack. Normalnie w takiej
sytuacji wyciągnął by swoją dłoń w stronę mojej i nasze palce
by się złączyły. Ale nie stało się nic takiego. – I to nie pod
tym względem, co te wszystkie bogate szajbuski.
Umilkliśmy
oboje. Dłoń zaczęła mnie swędzieć, więc się podrapałam, ale
nie przyniosło to żadnej ulgi. To wręcz bolało, miałam ochotę
zedrzeć swoją skórę, by ta druga mogła się pokazać światu.
Poczułam się niezdarna. Czy mieliście kiedyś na sobie za małe
ubranie? Takie, które wpija się w wasze ciało, ale nie potraficie
go zdjąć i musicie w nim wyjść gdzieś? Potykacie się, nie macie
swobody ruchów... Mam tak codziennie, szczególnie, gdy odczuwam
silne emocje. Jak wściekłość, smutek, żal, strach... tego
ostatniego stanowczo bardzo mało.
– Lailah... – Jackson westchnął, a mnie przyszło na myśl, że jest
to zerwanie jakiejś głupiej nastolatki w serialu na Nickelodeon,
które tak uwielbiają dziewczyny w sierocińcu.
– Rozumiem. – Uśmiechnęłam się, pomimo że wcale nie było mi do
śmiechu. Musiałam mu powiedzieć coś ważnego, coś co on sam może
mieć w planach. I tym bardziej to zaboli. – To już koniec. Chociaż
nie byliśmy nawet prawdziwą parą.
Harper
skinął głową, nagle zasmucony.
– Ale,
Jack – zaczęłam. – To naprawdę koniec. Naszej przyjaźni
również.
– Co?!
Poderwał
głowę gwałtownie do góry, tak że musiał sobie rozmasować kark.
Przyglądał mi się nic nierozumiejącym wzrokiem. Westchnęłam,
ale posłusznie zabrałam się za wyjaśnienia. Potrzebował ich,
nawet – jak to ujęłam – jeśli nie byliśmy prawdziwą parą.
– Zauważyłam to. To, że mnie lubiłeś, nawet bardziej niż
powinieneś – zaczęłam spokojnie. – I wiem, że jeśli zrywamy,
to uczucia tak nagle nie znikną. Na nie potrzeba czasu, dlatego ci
go daję, Jack.
– Mi
nie potrzeba czasu, a co ty zrobisz, gdy zaczną cię
atakować? – spytał.
– Atakują mnie tylko w szkole, a teraz jest początek wakacji, jakbyś
nie zauważył. – Pokręciłam głową, a po plecach przebiegł mi
dreszcz. Doznałam irracjonalnego uczucia, że ktoś nas obserwuje,
ale szybko się go wyzbyłam. – Potrafię o siebie zadbać. –
Wskazałam brodą na niego. – Zobaczysz, że jeśli przestaniesz się
ze mną zadawać, to będziesz szczęśliwszy. – Zaśmiałam się
gardłowo, a widząc pytające spojrzenie swojego eks (to dziwne),
odpowiedziałam. – Jestem piętnastolatką, groźną w dodatku i
dyktuję ci, co będzie dla ciebie dobre, a co nie. Czy nie jestem
równie porąbana jak te wszystkie laski, które myślą, że są już
dorosłe?
– Zawsze jesteś porąbana – stwierdził dobitnie Jackson. Głos
jednak i tak miał smutny, ale starałam się to zignorować. Wolałam
to, niż jeszcze bardziej go ranić jakimiś bzdurami typu „Tak
będzie lepiej”, „To nie twoja wina, tylko moja”, „Zawsze
będziesz dla mnie ważny”. To prawda, wszystkie te stwierdzenia są
stuprocentową prawdą, ale wolałam tego nie ujawniać. Wolałabym
uciec. Daleko stąd, tam, gdzie wszystko jest prostsze. Ale nic nigdy
nie jest proste, są tylko łagodniejsze zakręty.
Kiwnęłam
głową.
– Chyba
powinieneś już iść – rzekłam twardym i nieznoszącym sprzeciwu
głosem. – Twoi rodzice się pewnie już niecierpliwią.
– Chyba
masz rację – zgodził się, ale nie wstał. Popchnęłam go z taką
siłą, że upadł na trawę. Prychnął cicho.
– W
takim razie się rusz!
To
powiedziawszy, położyłam się na trawie i udawałam, że go nie
widzę. Wzrokiem przeczesywałam coraz ciemniejsze niebo, uszami
zarejestrowałam szelest i zrozumiałam, że Jackson już sobie
poszedł. I dobrze. Wiedziałam, że robię źle, gdy otworzyłam
przed nim swoje serce, kiedy mu zaufałam i posłałam mu pierwszy
niewymuszony uśmiech. Kiedy pokochałam go jak brata, którego
(chyba) nie mam. Ale i tak to zrobiłam – dałam mu się
wykorzystać, chociaż wiem, że ludzie są okrutni i wykorzystają
każdą okazję, by ci uprzykrzyć życie.
Nie
płakałam, płacz był dla słabeuszy, a ja nie byłam słaba.
Zamknęłam się w sobie jeszcze bardziej, niż zwykle. Na zewnątrz
byłam spokojna, jednakże w środku darłam się i miotałam, niczym
ukryty demon.
Po
chwili, gdy mrok zapadł już na dobre, przewróciłam się na bok,
zwinęłam w pozycji embrionalnej i zaczęłam się turlać po całej
powierzchni Łączki. Wpadłam na stokrotki i dziko rosnące mniszki.
We włosach utkwiło mi pełno źdźbeł trawy i koniczyny, ale nie
przeszkadzało mi to. W bólu jaki odczuwałam, zaznałam również
przyjemność; moje zmysły się wyostrzyły (choć mogło to być
również skutkiem mroku). Poczułam zapach lasu i zwierząt, które
go zamieszkiwały. Całkiem wyraźnie widziałam sylwetki drzew oraz
słyszałam każde najmniejsze poruszenie liści. Jednocześnie
doznałam dreszczy, zrobiło mi się gorąco i miałam ochotę
zwymiotować.
Powstrzymałam
falę mdłości, wstałam i ruszyłam przez las do sierocińca, nawet
nie zwracając uwagi na rośliny wetknięte w każdy możliwy skrawek
mojego ubrania.
Teraz
wszystko było mi obojętne.
__________
Zamówiłam szablon, ale nie wiem kiedy będzie gotowy, więc na razie jest jak jest.
Mam napisane do czwartego rozdziału i właśnie piszę piąty.
Opowiadanie jest fanfikiem serialu „Czysta Krew" i jest podzielone na kilka części. Pierwsza będzie się składała z czterech pierwszych rozdziałów – ewentualnie pięciu, a druga powinna być już dłuższa, ale nie potrafię przewidzieć jej całkowitej długości.
Opowiadanie jest fanfikiem serialu „Czysta Krew" i jest podzielone na kilka części. Pierwsza będzie się składała z czterech pierwszych rozdziałów – ewentualnie pięciu, a druga powinna być już dłuższa, ale nie potrafię przewidzieć jej całkowitej długości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz