Rozdział II

Zegarek powiedział mi, że jeszcze godzina i będzie zachód słońca. Zaczynało robić się zimno i moje drobne ciało owiewał wiatr, sprawiając, że cała się trzęsłam. Z powrotem usiadłam na zielonej trawie i podniosłam swoją czarną bluzę z kapturem, którą zawsze nosiłam na zaś. Włożyłam ją, ale była równie zimna jak wiatr.
Chyba oszalałam, skoro czekałam na odpowiedź na swój monolog pod adresem Boga. Ale to robiłam. Siedziałam, kuląc się, aż usłyszałam tupot czyichś stóp. Po chwili moim błękitnym oczom ukazał się chłopak w moim wieku; wysoki i szczupły z nastroszonymi blond włosami oraz ciemnymi oczami. Jak prawie każdy mieszkaniec Luizjany miał opaloną skórę. Był ładny, w naszej klasie uważany za najładniejszego, ale został wyrzutkiem. Przeze mnie. Przyjaźnił się ze mną odkąd pamiętam, zawsze pomagał mi, gdy inni chcieli coś mi zrobić. To dzięki niemu nauczyłam się budować mury ochronne, przez które nie dociera do mnie ani jedna obca mi myśl.
Uśmiechnął się, a po moim ciele przetoczyła się przyjemna fala ciepła. Natychmiast zbudowałam mury i rozbolała mnie głowa, ale znacznie mniej niż jakiś czas temu.
Jackson Harper, zwany również Jack podszedł do mnie i usiadł tuż obok z głośnym westchnieniem. Zaraz potem objął mnie ramieniem i cmoknął w czoło. W tym czasie ja cała się zjeżyłam. Od kilku miesięcy byliśmy parą, ale równocześnie moglibyśmy nią nie być. Głównie przeze mnie. Nie jestem przyzwyczajona do tego, że ktoś okazuje mi jakieś ciepłe uczucia, z ledwością zaczęłam go tolerować jako przyjaciela, a jego prośba tylko pogorszyła nasze stosunki.
Powiedział mi, że od dawna byłam obiektem jego uczuć, ale bał mi się to powiedzieć. Sama stwierdziłam, że nie mam zamiaru mieć chłopaka, ale nalegał. Namawiał mnie słowami, że to będzie prawie to samo, co zwykłe przyjaźnienie się. Uwierzyłam mu i dałam szansę, ale jednocześnie coraz bardziej się od niego odcinałam. Zdarzało nam się wymieniać niewinne pocałunki i zawsze w takich chwilach traciłam panowanie nad murem, który zawalał się i wszystkie myśli chłopaka docierały do mnie ze zdwojoną siłą. To było bolesne i męczące.
– Co jest? – spytał, tuląc mnie do siebie. Powoli odprężałam napięte mięśnie i dawałam mu się głaskać po plecach. – Długo tu jesteś?
Wzruszyłam ramionami, ale nic nie powiedziałam.
Jack był moim całkowitym przeciwieństwem. Był dobry, pomocny, szczery i łagodny. I miał rodziców. Prawdziwy dom, a nawet kota! Nienawidzę kotów, ale to zawsze jest zwierzątko. Ja nie mogłam nigdy zaadoptować zwierzaka. I nie jestem dobra, a złośliwa i leniwa. Leniwa do granic możliwości.
Czytanie w myślach miało jednak swoje plusy. Szczególnie na lekcjach. Gdy nauczyciel mnie o coś pytał, wystarczyło jedynie otworzyć się na umysł klasowego kujona i powtórzyć jego słowa. Na kartkówkach i sprawdzianach to samo, dlatego mam same czwórki i piątki ze wszystkich przedmiotów, co naprawdę dziwi nauczycieli, biorąc pod uwagę fakt jak się zachowuję. I patrząc na moje niemiłosierne lenistwo. Z własnej woli robię coś tylko wtedy, jeśli skutki będą dla mnie pozytywne. Jak na przykład „pożyczenie” nowych butów, gdy stare stają się zbyt znoszone lub za małe.
– Jesteś zła? – Jack puścił mnie i ustawił mnie tak, że siedzieliśmy naprzeciw siebie. Pokręciłam głową, ale również się nie odezwałam. Chłopak przyglądał mi się przez chwilę, a jego twarz była jak otwarta księga. Mogłabym czytać z niej równie łatwo jak z umysłu. Zauważyłam, że coś go trapi. Jest rozkojarzony i zdenerwowany, a ja poczułam ciekawość. Chciałam już wiedzieć o co może mu chodzić.
– Jackson? – zaczęłam podejrzliwym tonem. Zmrużyłam oczy i przyglądałam mu się tak przez dłuższą chwilę. – Jeśli mi natychmiast nie powiesz, o co chodzi, to zacznę grzebać ci w głowie. Wiesz, że to potrafię.
Chłopak zmieszał się. Może i mnie lubił, może mnie bronił przed innymi, dopóki sama nie nauczyłam się bronić, ale prawda jest taka, że nie wierzy w moje „moce”. A może wierzy, ale stara się je zignorować? Boi się ich, jak każdy normalny człowiek, tudzież ktoś, kto ma równo pod sufitem.
Pokręcił zamaszyście głową, przez co zirytowałam się jeszcze bardziej, ale starałam się powściągnąć swój charakter, by czegoś nie wypalić. Potem mogłabym tego żałować, a doskonale wiem, że raniąc słowami mogę wyrządzić więcej szkód, niż pięściami.
– Znasz moich rodziców, prawda? – zapytał, patrząc mi w oczy. Skinęłam głową na znak, że ich znam. To byli naprawdę mili ludzie, ale bali się mnie, co znacznie obniżyło moją ocenę na ich temat. – Chodzi o to, że dowiedzieli się... o nas – powiedział, unikając mojego wzroku. – Powiedzieli, że ledwo tolerują cię jako moją przyjaciółkę i nie będą mnie narażać na demoralizację.
Prychnęłam, a zaraz potem wybuchnęłam złowrogim śmiechem.
– Co zrobią? – Zbliżyłam się do niego z demonicznym uśmiechem. – Założą ci kraty w oknach? Ustanowią godzinę policyjną? A może doniosą na mnie na policji?
– Nie wiem – mruknął Jack. – Ale oni chyba mają rację. To było zwykle zauroczenie. Zakochałem się w inności, nie w tobie.
Przekrzywiłam głowę w bok i powiedziałam szeptem:
– Ty mnie nie kochałeś. Mówiłam ci to od początku. Jesteśmy za młodzi na miłość. Pod warunkiem, że ona w ogóle istnieje. Ubzdurałeś coś sobie. Słyszysz, Jack? – Złapałam go za ramiona i lekko nim potrząsnęłam. Jego jasne włosy opadły mu na czoło, przez co wyglądał jak piętnastoletnia gwiazda jakiegoś głupiego boysbandu dla dziesięciolatek. Wyglądał słodko, ale głupkowato. Nawet pod tym względem się różnimy; on wygląda jak aniołek, a ja? Diabeł wcielony – to słyszałam zawsze, gdy wchodziłam do jakiegoś sklepu.
– O tym też chciałem pogadać! – zawołał nagle, strzepując moje ręce. Wstał i pociągnął mnie za sobą w górę. – Jesteś porywcza i agresywna!
– Nie jestem porywcza! – Również uniosłam głos, który potoczył się echem po całej polance, którą nazwałam Łączką. – Ja tylko dobitnie daję do zrozumienia, że coś mnie wpienia, Harper – warknęłam, zgrzytając zębami i zaciskając dłonie w pięści.
– Niemal codziennie dajesz do zrozumienia, że coś cie wpienia. – Wypowiadając ostatnie trzy słowa zakreślił w powietrzu znak cudzysłowu.
– Przyjaźnimy się od pierwszej klasy! – krzyknęłam, tupiąc nogą. Miałam naprawdę wielką ochotę zrobić mu coś więcej, ale sympatia przeważyła. Nie potrafiłabym mu zrobić takiej krzywdy. – Dlaczego dopiero teraz wygarniasz mi moje wady? Dlaczego, wiedząc jaka jestem, chciałeś ze mną chodzić? Jak mogłeś w ten sposób zniszczyć naszą przyjaźń?
– A więc to moja wina?
– Tak! Dopiero teraz dotarło?!
Chłopak poczerwieniał na twarzy i przez chwilę się nie odzywał. Z reguły był bardzo spokojny, ale ja, to ja – potrafiłam wytrącić z równowagi każdego. Nawet Jacksona, tego kochanego, milusiego i słodziutkiego Jacksona, który potrafił przymknąć oko na każde dziwactwo. Jestem tego żywym dowodem. Zapadła pełna napięcia cisza, trwająca jakieś pięć minut, podczas której chłopak powoli wdychał i wydychał powietrze. Usłyszałam również, że liczy do stu, ale nie wiem, czy na głos, czy w myślach. Teraz, gdy byłam wściekła wszelkie granice się zacierały. Ktoś mógł coś pomyśleć, a ja nawet bym nie zauważyła, że tego nie powiedział na głos. Z kolei jego prawdziwe słowa uznałabym za myśli.
Z powrotem usiadłam na coraz zimniejszej trawie i zapatrzyłam się na niebo. Słońce było już coraz niżej na niebie, które przybrało najrozmaitsze barwy. Różowy, fioletowy, pomarańczowy i czerwony. A na wschodzie widziałam jedynie noc, noc i gwiazdy, przesłaniane miejskim pyłem, wydobywającym się z różnego rodzaju fabryk.
– Powinniśmy się uspokoić i zacząć jeszcze raz. Od początku – podsunęłam na powrót spokojnym tonem. Nie patrzyłam na chłopaka, ale ten usiadł obok.
– Przepraszam – powiedział nieśmiało. Odwróciłam głowę w jego stronę i spojrzałam na niego zdziwiona. Uniosłam jedną brew, co było dla niektórych śmieszne.
– Za co?
– Za to, że... – umilkł. – Że jestem taki...
– Uległy? – dokończyłam, kiwając głową. – Nie twoja wina, tylko twoich rodziców. To oni cię takim wychowali. – Uśmiechnęłam się szeroko. – Widzisz ja nie znam swoich i jestem jaka jestem. Zła.
– Zepsuta do szpiku kości – zgodził się Jack. Normalnie w takiej sytuacji wyciągnął by swoją dłoń w stronę mojej i nasze palce by się złączyły. Ale nie stało się nic takiego. – I to nie pod tym względem, co te wszystkie bogate szajbuski.
Umilkliśmy oboje. Dłoń zaczęła mnie swędzieć, więc się podrapałam, ale nie przyniosło to żadnej ulgi. To wręcz bolało, miałam ochotę zedrzeć swoją skórę, by ta druga mogła się pokazać światu. Poczułam się niezdarna. Czy mieliście kiedyś na sobie za małe ubranie? Takie, które wpija się w wasze ciało, ale nie potraficie go zdjąć i musicie w nim wyjść gdzieś? Potykacie się, nie macie swobody ruchów... Mam tak codziennie, szczególnie, gdy odczuwam silne emocje. Jak wściekłość, smutek, żal, strach... tego ostatniego stanowczo bardzo mało.
– Lailah... – Jackson westchnął, a mnie przyszło na myśl, że jest to zerwanie jakiejś głupiej nastolatki w serialu na Nickelodeon, które tak uwielbiają dziewczyny w sierocińcu.
– Rozumiem. – Uśmiechnęłam się, pomimo że wcale nie było mi do śmiechu. Musiałam mu powiedzieć coś ważnego, coś co on sam może mieć w planach. I tym bardziej to zaboli. – To już koniec. Chociaż nie byliśmy nawet prawdziwą parą.
Harper skinął głową, nagle zasmucony.
– Ale, Jack – zaczęłam. – To naprawdę koniec. Naszej przyjaźni również.
Co?!
Poderwał głowę gwałtownie do góry, tak że musiał sobie rozmasować kark. Przyglądał mi się nic nierozumiejącym wzrokiem. Westchnęłam, ale posłusznie zabrałam się za wyjaśnienia. Potrzebował ich, nawet – jak to ujęłam – jeśli nie byliśmy prawdziwą parą.
– Zauważyłam to. To, że mnie lubiłeś, nawet bardziej niż powinieneś – zaczęłam spokojnie. – I wiem, że jeśli zrywamy, to uczucia tak nagle nie znikną. Na nie potrzeba czasu, dlatego ci go daję, Jack.
– Mi nie potrzeba czasu, a co ty zrobisz, gdy zaczną cię atakować? – spytał.
– Atakują mnie tylko w szkole, a teraz jest początek wakacji, jakbyś nie zauważył. – Pokręciłam głową, a po plecach przebiegł mi dreszcz. Doznałam irracjonalnego uczucia, że ktoś nas obserwuje, ale szybko się go wyzbyłam. – Potrafię o siebie zadbać. – Wskazałam brodą na niego. – Zobaczysz, że jeśli przestaniesz się ze mną zadawać, to będziesz szczęśliwszy. – Zaśmiałam się gardłowo, a widząc pytające spojrzenie swojego eks (to dziwne), odpowiedziałam. – Jestem piętnastolatką, groźną w dodatku i dyktuję ci, co będzie dla ciebie dobre, a co nie. Czy nie jestem równie porąbana jak te wszystkie laski, które myślą, że są już dorosłe?
– Zawsze jesteś porąbana – stwierdził dobitnie Jackson. Głos jednak i tak miał smutny, ale starałam się to zignorować. Wolałam to, niż jeszcze bardziej go ranić jakimiś bzdurami typu „Tak będzie lepiej”, „To nie twoja wina, tylko moja”, „Zawsze będziesz dla mnie ważny”. To prawda, wszystkie te stwierdzenia są stuprocentową prawdą, ale wolałam tego nie ujawniać. Wolałabym uciec. Daleko stąd, tam, gdzie wszystko jest prostsze. Ale nic nigdy nie jest proste, są tylko łagodniejsze zakręty.
Kiwnęłam głową.
– Chyba powinieneś już iść – rzekłam twardym i nieznoszącym sprzeciwu głosem. – Twoi rodzice się pewnie już niecierpliwią.
– Chyba masz rację – zgodził się, ale nie wstał. Popchnęłam go z taką siłą, że upadł na trawę. Prychnął cicho.
– W takim razie się rusz!
To powiedziawszy, położyłam się na trawie i udawałam, że go nie widzę. Wzrokiem przeczesywałam coraz ciemniejsze niebo, uszami zarejestrowałam szelest i zrozumiałam, że Jackson już sobie poszedł. I dobrze. Wiedziałam, że robię źle, gdy otworzyłam przed nim swoje serce, kiedy mu zaufałam i posłałam mu pierwszy niewymuszony uśmiech. Kiedy pokochałam go jak brata, którego (chyba) nie mam. Ale i tak to zrobiłam – dałam mu się wykorzystać, chociaż wiem, że ludzie są okrutni i wykorzystają każdą okazję, by ci uprzykrzyć życie.
Nie płakałam, płacz był dla słabeuszy, a ja nie byłam słaba. Zamknęłam się w sobie jeszcze bardziej, niż zwykle. Na zewnątrz byłam spokojna, jednakże w środku darłam się i miotałam, niczym ukryty demon.
Po chwili, gdy mrok zapadł już na dobre, przewróciłam się na bok, zwinęłam w pozycji embrionalnej i zaczęłam się turlać po całej powierzchni Łączki. Wpadłam na stokrotki i dziko rosnące mniszki. We włosach utkwiło mi pełno źdźbeł trawy i koniczyny, ale nie przeszkadzało mi to. W bólu jaki odczuwałam, zaznałam również przyjemność; moje zmysły się wyostrzyły (choć mogło to być również skutkiem mroku). Poczułam zapach lasu i zwierząt, które go zamieszkiwały. Całkiem wyraźnie widziałam sylwetki drzew oraz słyszałam każde najmniejsze poruszenie liści. Jednocześnie doznałam dreszczy, zrobiło mi się gorąco i miałam ochotę zwymiotować.
Powstrzymałam falę mdłości, wstałam i ruszyłam przez las do sierocińca, nawet nie zwracając uwagi na rośliny wetknięte w każdy możliwy skrawek mojego ubrania.
Teraz wszystko było mi obojętne.
__________
Zamówiłam szablon, ale nie wiem kiedy będzie gotowy, więc na razie jest jak jest.
Mam napisane do czwartego rozdziału i właśnie piszę piąty.
Opowiadanie jest fanfikiem serialu „Czysta Krew" i jest podzielone na kilka części. Pierwsza będzie się składała z czterech pierwszych rozdziałów – ewentualnie pięciu, a druga powinna być już dłuższa, ale nie potrafię przewidzieć jej całkowitej długości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Kursor pochodzi ze strony profilki.com.pl/inne/usteczka.cur