Rozdział III

W ciszy i skupieniu przemierzałam ciemne ulice Shreveport. Specjalnie trzymałam się tych głównych, tym samym nadkładając drogi, ponieważ w bocznych uliczkach czają się podejrzane typy. I gdy mówię „podejrzany typ” to mam na myśli naprawdę dziwnego gościa. Ponurego i bladego jak kreda szkolna, o zgarbionych plecach. Zdarzało mi się takiego spotkać, ale nigdy nie zwracał uwagi na dziecko, a na dorosłego, który zmierzał do domu. Czasami słyszałam krzyki, a wtedy zawsze brałam nogi za pas. Nie chciałam być następna w kolejce.
Żeby dojść do sierocińca musiałam w końcu skręcić w tę znienawidzoną boczną uliczkę, tuż przy magazynie, w którym znajdował się klub nocny. Zwykle miałam to szczęście, że było tu pełno ludzi – nawet zalanych w trupa – więc jako tako mogłam pozwolić sobie na zmniejszenie ostrożności, jednakże tej nocy klub był zamknięty.
Stanęłam nieruchomo pośrodku chodnika, zaledwie trzy, bądź cztery metry od metalowych drzwi i przekrzywiłam głowę w bok. Wydawało mi się, że jednak coś słyszę, rozmowę, ale zaraz potem pokręciłam głową i ruszyłam dalej. Na sto procent mi się przesłyszało, nie miałam przecież prawa mieć takiego słuchu. Słuchu, który pozwoliłby mi być świadkiem rozmowy za drzwiami zamkniętymi cztery metry dalej.
Przeszłam zaledwie kilka metrów, kiedy drzwi otworzyły się z trzaskiem, który mógłby obudzić nawet zmarłego. Przestraszona, odwróciłam się, a moim oczom ukazała się ładna kobieta po trzydziestce. Miała jasne włosy, kredowobiałą skórę i ani grama naturalnego wyglądu. Ubrana była w wyzywający kostium, a na twarzy miała tony makijażu, który mimo wszystko podkreślał jej nietypową urodę. Za nią stał wysoki (baaardzo wysoki) mężczyzna o równie jasnej skórze. Tak samo jak kobieta miał blond włosy, ale były proste i okalały jego twarz w taki sposób, że wyglądała agresywnie i uwodzicielsko zarazem. Rozmawiali przyciszonymi głosami, a mnie dochodziło zaledwie echo ich słów, całkowicie zniekształcone.
Z powrotem odwróciłam się w stronę chodnika i ruszyłam przyśpieszonym krokiem, który odbijał się nieznośnie od okolicznych budynków, tym samym anonsując parze, że nie są sami na tej ulicy. Zaciągnęłam kaptur na głowę, a ręce włożyłam do kieszeni, co dziwnym sposobem napawało mnie namiastką poczucia bezpieczeństwa. Niestety nie na długo. Niepokój odżył, gdy echo rozmowy urwało się, jakby przecięto je nożyczkami. Wtedy również poczułam wwiercające się w moje plecy spojrzenia ich oboje, kobiety i mężczyzny.
Jednak popełniłam nieodwracalny błąd, przez który miałam potem koszmary; obejrzałam się przez ramię.
Mężczyzna zniknął, prawdopodobnie wewnątrz lokalu, ale lokata kobieta nadal stała przy stalowych drzwiach i wpatrywała się we mnie z dziwnym uśmieszkiem i drapieżnym wyrazem twarzy. Była przerażająca; po moich plecach przeszedł dreszcz, a na ramionach pojawiła się gęsia skórka.
To tylko zwykli ludzie, myślałam, starając się uspokoić. Jednakże mój oddech oraz bicie serca nie dawały się nabrać, jakbym podświadomie wiedziała, że są groźni. Na dowód swego zdenerwowania dostałam nieznośnej czkawki, którą starałam się ukryć. Zwykli właściciele baru. Nie mam się czego bać. Przecież to tylko zwykli...
Aaa! – wrzasnęłam ile sił w płucach. Właśnie w tej chwili, w której się odwróciłam kobieta pojawiła się przede mną. Nie miałam pojęcia skąd, przecież stała metry ode mnie! Nie mogła się zmaterializować, prawda?
Fakt jest faktem, że teraz stała centymetry ode mnie. Kiedy sobie później przypominałam to zajście, to widziałam, że miała ładne zielone oczy, kurze łapki wokół nich i ust, ale wyglądała bardzo młodo. Jej blond włosy były poprzetykane ciemniejszymi pasmami, a jej zapach... Nie potrafiłam porównać go z niczym innym, był charakterystyczny, stary i słodki niczym śmierć. Tak... pachniała śmiercią. To mnie tylko jeszcze bardziej przestraszyło, a nawet skłoniło czkawkę do ucieczki gdzie pieprz rośnie.
– Co jest, kochanie? – spytała przesłodzonym, acz zimnym tonem. Uniosła swoją bladą dłoń i odrzuciła kaptur z mojej głowy. Pogładziła mnie po włosach, przejechała po policzku i zatrzymała się na szyi, w miejscu, gdzie tętnica nienaturalnie szybko pompowała moją krew. Byłam jak zahipnotyzowana jej osobą; przerażała mnie, ale nie potrafiłam się ruszyć, krzyknąć lub choćby odepchnąć. Kobieta pochyliła się nade mną i powąchała moje włosy, spływające czarną kaskadą po lewym ramieniu. – Pachniesz jak... słońce – rzekła rozmarzonym tonem, przymykając powieki. – Jaka szkoda – odezwała się znów. Stanęła prosto i wpatrywała się we mnie groźnie i z arogancją. Jej lodowata ręka chwyciła mnie w nadgarstku, a to mnie otrzeźwiło. Zrobiłam kilka kroków do tyłu i z czymś w rodzaju warknięcia, próbowałam cofnąć rękę, ale kobieta miała stalowy uścisk. – Że nie widziałam tej pieprzonej kuli ognia od ponad stu lat.
– Puszczaj mnie, idiotko! – wrzasnęłam, mocno się szarpiąc. Wolną ręką się zamachnęłam i przymierzyłam do mocnego policzka, ale moja ręka nie uderzyła w jej twarz. Została pochwycona w lodowatym uścisku zaledwie centymetry od policzka, pokrytego grubą warstwą różu.
– Ty suko! – warknęła, a spomiędzy jej czerwonych od szminki warg wysunęły się dwa białe kły. Długie i szpiczaste, jak u drapieżników, co tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że ona nie jest człowiekiem. Zdenerwował mnie fakt, że ja to już podświadomie wiedziałam.
Otworzyłam szeroko oczy i krzyknęłam ile sił w płucach. Naprawdę nieczęsto bywam przestraszona, a o przerażeniu to nie ma nawet co mówić, jednak teraz i słowo „przerażenie” było za słabe na to, by opisać moje uczucia.
Mówi się, że przed śmiercią człowiekowi przelatuje całe jego życie przed oczami. Ja tak nie miałam, chociaż niewątpliwie czekała mnie śmierć z ręki tej pięknej istoty. Ja natomiast poczułam całą gamę uczuć. Od wściekłości, przez żal, do radości, że miałam przyjaciela godnego zaufania. I to właśnie bolało mnie najbardziej. Fakt, że zostawiłam Jacksona, by dręczył się i zamartwiał, czy zrobił coś nie tak. W rzeczywistości to ja wszystko schrzaniłam, ale nie miałam czasu, by nad tym rozmyślać.
Minęły ułamki sekund, a wydawało mi się, jakby ta chwila trwała w nieskończoność. Mój krzyk toczył się echem po pustej ulicy, moje serce nie nadążało już z pompowaniem krwi i miałam wrażenie, że moje kości są miażdżone, jednak nie czułam bólu tak dosłownie. Ledwie go rejestrowałam. W chwili, w której kobieta się pochyliła i już miała wgryzać się w moją szyję, usłyszałam czyjś ostry głos. Męski, niski i pociągający – nawet dla piętnastolatki.
– Pam, zostaw ją – powiedział, a w tym momencie wszystko umilkło i powróciło do normy jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Zamknęłam usta, prawie gryząc się w język (choć powinnam była to zrobić, bo zachowałam się wyjątkowo dziecinnie, drżąc się wniebogłosy), w tym czasie kobieta – Pam warknęła z irytacją, odsunęła się ode mnie i puściła moje ręce. Natychmiast zaczęłam rozmasowywać swoje nadgarstki.
Mężczyzna złapał mnie za ramię i delikatnie odwrócił w swoją stronę. Dałam się, ponieważ od niego również było czuć śmiercią. Gdy mnie dotknął usłyszałam echo jego dawnych myśli i rozmów, jak przez mgłę zobaczyłam go w tradycyjnym stroju wikinga, siedzącym przy drewnianym stole. Rozmawiał w nieznanym mi języku.
Otworzyłam usta, żeby zapytać „Wampiry?”, ale natychmiast je zamknęłam. Działając na resztkach zdrowego rozsądku, wiedziałam, że potem zaczęłyby się niewygodne pytania i... cóż poradzić – pewnie śmierć. Jednak grając na zagubioną, podatną na ich wpływ (zakładając, że są choć trochę podobne do wampirów z trylogii książek „Pamiętniki Wampirów”, tak chętnie czytanych przez dziewczyny z sierocińca), może mnie oszczędzą?
– Chciała mnie uderzyć, Ericu! – powiedziała Pam tonem, jakim posługują się rozkapryszone dzieci.
Eric nawet na nią nie spojrzał. Wpatrywał się we mnie swoimi zimnymi oczami w kolorze błękitnego nieba. Mogło mi się wydawać, ale oprócz śmierci wyczułam również od niego słony zapach morza. Pod wpływem jego dotyku nadałam mu nazwę – Morze Północne.
– A ty chciałaś ją wypić – stwierdził spokojnie, nie odrywając ode mnie oczu. – Jak się nazywasz, dziecko?
Miałam ogromną ochotę rzucić mu jakąś ciętą ripostę na to „dziecko”, ale przypomniałam sobie o moim wątłym planie; uległość. Dlatego zagryzłam wargi, aż poczułam w ustach cierpki smak krwi. Przełknęłam ją i odpowiedziałam najbardziej spokojnym tonem, na jaki było mnie w tej chwili stać:
– Lailah Thomas.
Starałam się uspokoić swój oddech i szaleńcze bicie serca, jednak Eric skutecznie mi to udaremnił. Obie swoje ręce przeniósł na moją talię i przyciągnął mnie do siebie, odwrócił, a zaraz potem przytulił. Nie widziałam tego – i nie chciałam widzieć, – ale wiedziałam, że wyglądamy jak jakaś naprawdę dziwna para. On – dużo ode mnie starszy (nawet z wyglądu), bardziej umięśniony i wysoki. Ja, nawet w porównaniu do moich rówieśniczek wypadam na niską, a co dopiero przy wampirze – mężczyźnie, który liczy sobie jakieś niecałe dwa metry wzrostu?
– Widzisz, Pam – zwrócił się do swojej towarzyszki. Wciąż mnie dotykał, więc miałam nieograniczony dostęp do jego wspomnień. Eric Northman był Stworzycielem Pam De Beaufort. Zdziwił mnie fakt, że jego wspomnienia widziałam, a od wampirzycy nie. – Ile Lailah może mieć lat? Dwanaście? Trzynaście?
– Piętnaście – warknęłam, nie mogąc się powstrzymać.
– Chciałaś wyssać piętnastolatkę.
– Można by ją potem zahipnotyzować! – wypaliła Pam, tupiąc nogą na wysokim obcasie. – Spytaj ją, po co w ogóle się tu kręci po zmroku.
– Szłam do domu – odpowiedziałam natychmiast. – Prawie codziennie tędy chodzę, ale zwykle bar jest otwarty. – Posłusznie wskazałam w stronę metalowych drzwi.
– Gdzie mieszkasz? – spytał Eric, mocniej zaciskając ramiona wokół mojej talii. Starałam się to jednak zignorować i nie odwarknąć. Masochistką nie jestem, ja chcę żyć, a żeby żyć muszę spokojnie i z cierpliwością odpowiadać na ich pytania.
– W sierocińcu Shreveport. Odkąd skończyłam miesiąc – dodałam po chwili.
Usłyszałam dziwny dźwięk, jaki ludzie często wydają, gdy udają zastanowienie – coś na przykład mlaskania. Jęknęłam ze strachu i przełknęłam kolejny skurcz krtani, gdy poczułam na włosach lodowatą dłoń wampira. Przejechał – tak jak to zrobiła Pam – po mojej kitce, pociągnął lekko za jeden kosmyk i położył dłoń na moim ramieniu. Jak przez mgłę zarejestrowałam fakt, że wziął głęboki oddech.
– Pachniesz jak słońce – stwierdził zaskoczonym głosem. Blond włosa kobieta otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, lecz Eric uniósł dłoń, tym samym dając jej do zrozumienia, że ma siedzieć cicho. – Jak to możliwe?
– Używam szamponu o zapachu słońca i bezchmurnego nieba – warknęłam, wytrącona z równowagi. To miał być jeden z tych nudnych dni, jakie przeżywam od dłuższego czasu, ale nie! Musiałam sobie przypomnieć o bólu, który odczułam osiem lat temu, potem Jack musiał przyjść i ze mną zrywać, a ja musiałam zerwać z nim! Od tego czasu kumulowały się we mnie złość, ból, bezradność i samotność, a teraz jeszcze spotkałam wampiry! Najprawdziwsze wampiry, o jakich czyta się w książkach dla nastolatek. Tak więc do wielkiej kumulacji mojego własnego Dużego Lotka doszły jeszcze niedowierzanie i niewyobrażalny strach, a to było dla mnie jak mieszanka wybuchowa. Te emocje musiały jakoś ujść i to w tej chwili. Sarkazm i wrogość były najlepszą bronią na tę chwilę, przez co zapomniałam o planowanej uległości.
Na moje szczęście Eric tylko się roześmiał, ale jego śmiech był paraliżujący – przerażał mnie.
– Pam, może byś poszła do baru – zasugerował. – Ja zajmę się słodką Lailah.
O nie!, pomyślałam przerażona. Tylko nie to! Chciał ją wykopać, żeby samemu ze mnie pić. To obrzydliwe. W tej chwili wolałam, żeby Pam została. Pomimo że od pierwszego spojrzenia jej znienawidziłam. Jednakże mam okropnego pecha. Wampirzyca westchnęła i jakby od niechcenia ruszyła w stronę metalowych drzwi, za którymi zniknęła, a ja zostałam sam na sam z wampirem wikingiem, liczącym sobie ponad tysiąc lat.
Stałam tak przez chwilę, odwrócona plecami do Erica, aż ten w końcu mnie puścił i łagodnie odwrócił twarzą do siebie. Mocno pochylał szyję w dół, żeby spojrzeć mi w oczy, a ja okropnie zadzierałam głowę do góry. Miałam już pewność, że między nami jest ciut więcej niż pół metra różnicy.
Długo patrzyliśmy sobie w oczy, przez ten czas zdołałam się jako tako uspokoić, ale nadal obawiałam się ataku wygłodniałego krwiopijcy. Po minutach milczenia Eric się odezwał:
– Czym jesteś?
– Zwykłą piętnastolatką – odparłam zgodnie z prawdą. Nie miałam pojęcia o co może mu chodzić, przecież zauważyłabym, gdybym sama była wampirem, prawda?
Z nienaturalną szybkością wampir pochylił się nade mną w taki sposób, że teraz nasze twarze dzieliły centymetry. Nie zdążyłam nawet wydać pisku, a on już zadawał mi pytanie.
– Czym jesteś?
Zdenerwowałam się. Przecież już mu mówiłam, że jestem zwykłym człowiekiem, więc o co mogło mu jeszcze chodzić?
I nagle doznałam olśnienia. A co jeśli w jakiś magiczny sposób przeczuwał, że potrafię czytać w myślach? Powinnam mu to powiedzieć, czy też raczej zachować w tajemnicy? Co byłoby dla mnie lepsze? Czy powiedzenie prawdy pozwoliłoby mi żyć?
Postanowiłam zaryzykować.
– Jestem telepatką – wyznałam szeptem, nie wiedząc, co zrobi. Twarz miał spokojną i bez wyrazu, czekał aż rozwinę temat. – Słyszę myśli ludzi, a gdy kogoś dotknę, to przed oczami przelatuje mi całe jego życie. Nie znam go, ale... znam.
– Moje myśli też słyszysz?
Pokręciłam przecząco głową, a potem się zastanowiłam.
– Gdy mnie dotknąłeś, to widziałam cię – rzekłam. – Tysiąc lat temu, gdy byłeś człowiekiem. – Umilkłam na krótką chwilę – Widziałam całe twoje życie, dowiedziałam się wszystkiego, co – pewnie podświadomie – byłeś skory mi przekazać na swój temat. Co do myśli... Usłyszałam wyłącznie zniekształcone echo słów, których nie potrafiłam zrozumieć – wyznałam. Była to prawda, którą zauważyłam dopiero po zadaniu pytania.
– A Pam?
– Cisza jak makiem zasiał.
Wampir urwał kontakt wzrokowy, a ja poczułam się odsłonięta, naga. Zaczęłam się na siebie wściekać, ponieważ nie powinnam była mu tego wyjawiać. Kto wie jak to teraz wykorzysta.
Nagle ten niezrozumiały bełkot, o którym mówiłam, się urwał, zostałam sama ze swoimi myślami, bez ingerencji osób trzecich. To był błogi spokój, biorąc pod uwagę fakt, że nadal znajdowałam się w towarzystwie śmiercionośnego potwora. Ten potwór złapał mnie za rękę, ale nic się nie stało, pomimo że chłód zdawał się przesiąkać przez moją skórę i mrozić szpik kostny.
– A teraz?
– Nic nie widzę – powiedziałam i odetchnęłam z ulgą. Tak, poczułam ulgę i to do takiego stopnia, że (choć to ewidentnie bardzo głupie) przestałam krzywo patrzeć na mojego towarzysza. Jednak zreflektowałam się i chrząknęłam, wyrywając rękę z lodowatego uścisku. – Chciałabym już wracać.
– Będziesz mogła – Eric uśmiechnął się, – ale pod warunkiem, że coś dla mnie zrobisz.
Przeraziłam się nie na żarty. Spojrzałam na mężczyznę wilkiem.
– Niby co?
– To. – To powiedziawszy, ugryzł się w nadgarstek tak szybko i tak szybko przyłożył mi go do ust, że nawet nie zdążyłam krzyknąć. Poczułam na wargach ciepłą i lekką ciecz, ale za nic w świecie nie miałam ochoty jej połykać. Nie miałam jednak wyboru. To był wampir, był tysiąc razy silniejszy od chuderlawej piętnastolatki. Złapał drugą ręką moją szczękę i rozwarł mi usta. Wyrywałam się i szarpałam, ale i tak kilka kropel szkarłatnej cieczy popłynęło mi do gardła. Załkałam, ale bez łez, a wampir mnie puścił. Z okrutnym uśmiechem wytarł mi usta kawałkiem czarnego rękawa swojego bawełnianego swetra, a potem poklepał mnie po czubku głowy i zniknął, na odchodnym wypowiadając jakieś słowa.
Zniknął, zostawiając mnie samą pośrodku wyludnionej ulicy. Z masą pytań, które krążyły mi po głowie. Jednakże strach przeważył i wzięłam nogi za pas. Chciałam zapomnieć, wymazać to wydarzenie z pamięci, ale wiedziałam, że tak się nie da. Że pewnego dnia to wspomnienie powróci i przewróci moje życie do góry nogami.
Poza tym pozostawała jeszcze kwestia słów, które wypowiedział. Stanęłam pod drzwiami sierocińca cała zadyszana, a wtedy to do mnie dotarło.
– Jeszcze się spotkamy – rzekł.
__________
Prawdopodobnie i tak nikogo to nie obchodzi (bo nikt tu nie zagląda), ale powiem to dla zajęcia serwerów w sieci: wszystkie błędy można mi wytykać.
I wreszcie pojawił się mój kochany Eric, ale nie dodam go na razie go bohaterów, bo w pierwszej części pojawia się tylko raz, a będzie potrzebny dalej – w drugiej lub trzeciej części.

5 komentarzy:

  1. Ekhm, a więc przeczytałam wszyściutko od deski do deski i jestem pod wrażeniem. (Co prawda nie wiem co to jest "Czysta krew", bodajże serial jakiś chyba? :D To bardzo duży brak wiedzy przeszkadzający w czytaniu?) Piszesz bardzo ładnie, przyjemnie się czyta i szablon też jest śliczny (no, dobra, małym mankamentem jest to, że bardzo nie toleruję Kristen Stewart).
    Poza tym zakochana jestem w imieniu bohaterki: Lailah, śliczne imię. Choć sama bohaterka wydaje mi się być dość dziwna, ciut naciągana z tymi swoimi myślami na temat życia jakie to ono trudne itd. I czasami odnoszę wrażenie, że ona myśli, że jest Bóg wie jak mroczna.

    Nie wiem czy ze scen, które tu wymienię miałam się śmiać (a jeżeli nie to wybacz, ale mam nietypowe poczucie humoru, a mój śmiech w żadnym wypadku nie był kpiący!). Przede wszystkim - rozwaliło mnie imię Pam. No i moment kiedy Eric rzuca, że Pam chciała wyssać trzynastolatkę. Oburzenie Lailah jest bardzo na miejscu :)

    A wiesz, który jej tekst skradł moje serce?
    " – Używam szamponu o zapachu słońca i bezchmurnego nieba." :D

    A w ogóle to Erica nie lubię. I nie lubię kolesia, którego pokazałaś jako Jacksona.


    Tu nawet się błędów nie da wytknąć, znalazłam jedynie dwa, choć mogłam rzeczywiście coś przeoczyć.

    "Nie chciałam byś następna w kolejce." - "Nie chciałam być następna w kolejce."

    Po drugie, tutaj to się zdecyduj - przecinek czy myślnik.

    "Zwykle miałam to szczęście, że było tu pełno ludzi – nawet zalanych w trupa, – więc jako tako..." - To jest wtrącenie, więc ja bym to zamieniła na: "Zwykle miałam to szczęście, że było tu pełno ludzi, nawet zalanych w trupa, więc jako tako..." aczkolwiek ja bym w ogóle usunęła to "nawet" i napisała, że po prostu pełno ludzi zalanych w trupa.

    Nieśmiało można prosić o informowanie o nowych rozdziałach? Bo nie widzę możliwości dodania się do obserwatorów, co byłoby wygodniejsze i dla czytelników i dla ciebie ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jako, że ty odpisałaś mi na moim blogu to i ja odpiszę ci na twoim! :D Z reguły często zaglądam na blogi, gdzie skomentowałam rozdział, patrzę czy ktoś coś napisał odnośnie moich opinii, więc na przyszłość spokojnie możesz pisać u siebie ;)
    Dziękuję za tych obserwatorów, jestem pierwsza! :D Na blogspocie siedzę od bardzo niedawna, więc nie wszystkie opcje jeszcze ogarnęłam, choć czytałam kiedyś coś o dodawaniu do obserwatorów mimo brak gadżetu. Jakoś zapomniałam, że się da.
    Wiesz, jakby co to tam pisz tak, żeby ci, którzy nie ogarniają o co chodzi w serialu rozumieli o czym piszesz :D Choć jak do tej pory braki w wiedzy nie przeszkadzały mi. W sumie to plus za oryginalność, ostatnio niedobrze mi się robi jak co drugi blog jest o Harrym Potterze (co prawda sama takiego prowadziłam, ale to było dawno temu).
    Zapomniałam jeszcze napisać wcześniej odnośnie tej mroczności - w tym rozdziale Lailah wydawała mi się bardziej naturalna niż w poprzednim i bardziej do mnie przemawiała :)
    Mnie zastanawia jedno - Eric przemienił ją w wampira zmuszając ją do wypicia krwi?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgoda, w takim razie też będę pisała u siebie. ;)
      Ja również nie jestem obeznana do końca, jeśli chodzi o tego całego Blogspota, ale czytam kilka blogów (teraz już tylko jeden się takim czymś zajmuje), na których są podawane instrukcje w obsłudze tego serwisu. www.by-elfaba.blogspot.com jeśli byłabyś zainteresowana.
      Te wszystkie rozdziały są mojego autorstwa, więc naprawdę trudno mi stwierdzić kiedy Lailah jest bardziej... udawana. Mam napisane do rozdziału szóstego, więc miejmy nadzieję, że pójdzie coraz lepiej, jeśli chodzi o jej charakter. W drugiej i trzeciej części ma się już kompletnie zmienić, ale nie powiem, co na to wpłynie. xD
      I nie. Eric jej nie przemienił. W serialu, gdy wampir podaje ludzkiej istocie swoją krew, to automatycznie odczuwa uczucia delikwenta, a co za tym idzie - potrafi go znaleźć, choćby się ukrył na drugim krańcu świata. Równocześnie wampir staje się bardziej atrakcyjny seksualnie dla człowieka. Nie napisałam tego, bo Lailah o tym nie wie, a kiedy indziej się to wyjaśni. xD Tak więc, Eric pilnuje tylko, żeby Lailah mu nigdzie nie uciekła.

      Usuń
    2. Aha, czyli wszystko się wyjaśniło. Chwilowo nie mam więcej pytań :D

      Ach, Elfaba, czczę ją i jej fantastyczne umiejętności graficzne *.*

      Usuń
  3. Czysta Krew? Coś kojarzę, serial jakiś, ale nie oglądałam :D Hmm, od razu ten facet wydawał mi się podejrzany. Ona jest telepatką? Ciekawy pomysł. Myślę, że po wypiciu tej krwi stanie się jednym z nich, ale może się mylę. Przecież to ją chyba nie zabije... Pozdrawiam, zapraszam do siebie.

    OdpowiedzUsuń

Kursor pochodzi ze strony profilki.com.pl/inne/usteczka.cur