W ciszy
i skupieniu przemierzałam ciemne ulice Shreveport. Specjalnie
trzymałam się tych głównych, tym samym nadkładając drogi,
ponieważ w bocznych uliczkach czają się podejrzane typy. I gdy
mówię „podejrzany typ” to mam na myśli naprawdę dziwnego
gościa. Ponurego i bladego jak kreda szkolna, o zgarbionych plecach.
Zdarzało mi się takiego spotkać, ale nigdy nie zwracał uwagi na
dziecko, a na dorosłego, który zmierzał do domu. Czasami słyszałam
krzyki, a wtedy zawsze brałam nogi za pas. Nie chciałam być
następna w kolejce.
Żeby
dojść do sierocińca musiałam w końcu skręcić w tę
znienawidzoną boczną uliczkę, tuż przy magazynie, w którym
znajdował się klub nocny. Zwykle miałam to szczęście, że było
tu pełno ludzi – nawet zalanych w trupa – więc jako tako
mogłam pozwolić sobie na zmniejszenie ostrożności, jednakże tej
nocy klub był zamknięty.
Stanęłam
nieruchomo pośrodku chodnika, zaledwie trzy, bądź cztery metry od
metalowych drzwi i przekrzywiłam głowę w bok. Wydawało mi się,
że jednak coś słyszę, rozmowę, ale zaraz potem pokręciłam
głową i ruszyłam dalej. Na sto procent mi się przesłyszało, nie
miałam przecież prawa mieć takiego słuchu. Słuchu, który
pozwoliłby mi być świadkiem rozmowy za drzwiami zamkniętymi
cztery metry dalej.
Przeszłam
zaledwie kilka metrów, kiedy drzwi otworzyły się z trzaskiem,
który mógłby obudzić nawet zmarłego. Przestraszona, odwróciłam
się, a moim oczom ukazała się ładna kobieta po trzydziestce.
Miała jasne włosy, kredowobiałą skórę i ani grama naturalnego
wyglądu. Ubrana była w wyzywający kostium, a na twarzy miała tony
makijażu, który mimo wszystko podkreślał jej nietypową urodę.
Za nią stał wysoki (baaardzo wysoki) mężczyzna o równie jasnej
skórze. Tak samo jak kobieta miał blond włosy, ale były proste i
okalały jego twarz w taki sposób, że wyglądała agresywnie i
uwodzicielsko zarazem. Rozmawiali przyciszonymi głosami, a mnie
dochodziło zaledwie echo ich słów, całkowicie zniekształcone.
Z
powrotem odwróciłam się w stronę chodnika i ruszyłam
przyśpieszonym krokiem, który odbijał się nieznośnie od
okolicznych budynków, tym samym anonsując parze, że nie są sami
na tej ulicy. Zaciągnęłam kaptur na głowę, a ręce włożyłam
do kieszeni, co dziwnym sposobem napawało mnie namiastką poczucia
bezpieczeństwa. Niestety nie na długo. Niepokój odżył, gdy echo
rozmowy urwało się, jakby przecięto je nożyczkami. Wtedy również
poczułam wwiercające się w moje plecy spojrzenia ich oboje,
kobiety i mężczyzny.
Jednak
popełniłam nieodwracalny błąd, przez który miałam potem
koszmary; obejrzałam się przez ramię.
Mężczyzna
zniknął, prawdopodobnie wewnątrz lokalu, ale lokata kobieta nadal
stała przy stalowych drzwiach i wpatrywała się we mnie z dziwnym
uśmieszkiem i drapieżnym wyrazem twarzy. Była przerażająca; po
moich plecach przeszedł dreszcz, a na ramionach pojawiła się gęsia
skórka.
To
tylko zwykli ludzie, myślałam, starając się uspokoić.
Jednakże mój oddech oraz bicie serca nie dawały się nabrać,
jakbym podświadomie wiedziała, że są groźni. Na dowód swego
zdenerwowania dostałam nieznośnej czkawki, którą starałam się
ukryć. Zwykli właściciele baru. Nie mam się czego bać.
Przecież to tylko zwykli...
– Aaa! – wrzasnęłam ile sił w płucach. Właśnie w tej
chwili, w której się odwróciłam kobieta pojawiła się przede
mną. Nie miałam pojęcia skąd, przecież stała metry ode mnie!
Nie mogła się zmaterializować, prawda?
Fakt
jest faktem, że teraz stała centymetry ode mnie. Kiedy sobie
później przypominałam to zajście, to widziałam, że miała ładne
zielone oczy, kurze łapki wokół nich i ust, ale wyglądała bardzo
młodo. Jej blond włosy były poprzetykane ciemniejszymi pasmami, a
jej zapach... Nie potrafiłam porównać go z niczym innym, był
charakterystyczny, stary i słodki niczym śmierć. Tak... pachniała
śmiercią. To mnie tylko jeszcze bardziej przestraszyło, a nawet
skłoniło czkawkę do ucieczki gdzie pieprz rośnie.
– Co
jest, kochanie? – spytała przesłodzonym, acz zimnym tonem.
Uniosła swoją bladą dłoń i odrzuciła kaptur z mojej głowy.
Pogładziła mnie po włosach, przejechała po policzku i zatrzymała
się na szyi, w miejscu, gdzie tętnica nienaturalnie szybko
pompowała moją krew. Byłam jak zahipnotyzowana jej osobą;
przerażała mnie, ale nie potrafiłam się ruszyć, krzyknąć lub
choćby odepchnąć. Kobieta pochyliła się nade mną i powąchała
moje włosy, spływające czarną kaskadą po lewym ramieniu. –
Pachniesz jak... słońce – rzekła rozmarzonym tonem, przymykając
powieki. – Jaka szkoda – odezwała się znów. Stanęła prosto i
wpatrywała się we mnie groźnie i z arogancją. Jej lodowata ręka
chwyciła mnie w nadgarstku, a to mnie otrzeźwiło. Zrobiłam kilka
kroków do tyłu i z czymś w rodzaju warknięcia, próbowałam
cofnąć rękę, ale kobieta miała stalowy uścisk. – Że nie
widziałam tej pieprzonej kuli ognia od ponad stu lat.
– Puszczaj mnie, idiotko! – wrzasnęłam, mocno się szarpiąc. Wolną
ręką się zamachnęłam i przymierzyłam do mocnego policzka, ale
moja ręka nie uderzyła w jej twarz. Została pochwycona w lodowatym
uścisku zaledwie centymetry od policzka, pokrytego grubą warstwą
różu.
– Ty
suko! – warknęła, a spomiędzy jej czerwonych od szminki warg
wysunęły się dwa białe kły. Długie i szpiczaste, jak u
drapieżników, co tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że ona nie
jest człowiekiem. Zdenerwował mnie fakt, że ja to już
podświadomie wiedziałam.
Otworzyłam
szeroko oczy i krzyknęłam ile sił w płucach. Naprawdę nieczęsto
bywam przestraszona, a o przerażeniu to nie ma nawet co mówić,
jednak teraz i słowo „przerażenie” było za słabe na to, by
opisać moje uczucia.
Mówi
się, że przed śmiercią człowiekowi przelatuje całe jego życie
przed oczami. Ja tak nie miałam, chociaż niewątpliwie czekała
mnie śmierć z ręki tej pięknej istoty. Ja natomiast poczułam
całą gamę uczuć. Od wściekłości, przez żal, do radości, że
miałam przyjaciela godnego zaufania. I to właśnie bolało mnie
najbardziej. Fakt, że zostawiłam Jacksona, by dręczył się i
zamartwiał, czy zrobił coś nie tak. W rzeczywistości to ja
wszystko schrzaniłam, ale nie miałam czasu, by nad tym rozmyślać.
Minęły
ułamki sekund, a wydawało mi się, jakby ta chwila trwała w
nieskończoność. Mój krzyk toczył się echem po pustej ulicy,
moje serce nie nadążało już z pompowaniem krwi i miałam
wrażenie, że moje kości są miażdżone, jednak nie czułam bólu
tak dosłownie. Ledwie go rejestrowałam. W chwili, w której kobieta
się pochyliła i już miała wgryzać się w moją szyję,
usłyszałam czyjś ostry głos. Męski, niski i pociągający –
nawet dla piętnastolatki.
– Pam,
zostaw ją – powiedział, a w tym momencie wszystko umilkło i
powróciło do normy jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
Zamknęłam usta, prawie gryząc się w język (choć powinnam była
to zrobić, bo zachowałam się wyjątkowo dziecinnie, drżąc się
wniebogłosy), w tym czasie kobieta – Pam warknęła z irytacją,
odsunęła się ode mnie i puściła moje ręce. Natychmiast zaczęłam
rozmasowywać swoje nadgarstki.
Mężczyzna
złapał mnie za ramię i delikatnie odwrócił w swoją stronę.
Dałam się, ponieważ od niego również było czuć śmiercią. Gdy
mnie dotknął usłyszałam echo jego dawnych myśli i rozmów, jak
przez mgłę zobaczyłam go w tradycyjnym stroju wikinga, siedzącym
przy drewnianym stole. Rozmawiał w nieznanym mi języku.
Otworzyłam
usta, żeby zapytać „Wampiry?”, ale natychmiast je zamknęłam.
Działając na resztkach zdrowego rozsądku, wiedziałam, że potem
zaczęłyby się niewygodne pytania i... cóż poradzić – pewnie
śmierć. Jednak grając na zagubioną, podatną na ich wpływ
(zakładając, że są choć trochę podobne do wampirów z trylogii
książek „Pamiętniki Wampirów”, tak chętnie czytanych przez
dziewczyny z sierocińca), może mnie oszczędzą?
– Chciała mnie uderzyć, Ericu! – powiedziała Pam tonem, jakim
posługują się rozkapryszone dzieci.
Eric
nawet na nią nie spojrzał. Wpatrywał się we mnie swoimi zimnymi
oczami w kolorze błękitnego nieba. Mogło mi się wydawać, ale
oprócz śmierci wyczułam również od niego słony zapach morza.
Pod wpływem jego dotyku nadałam mu nazwę – Morze Północne.
– A ty
chciałaś ją wypić – stwierdził spokojnie, nie odrywając ode
mnie oczu. – Jak się nazywasz, dziecko?
Miałam
ogromną ochotę rzucić mu jakąś ciętą ripostę na to „dziecko”,
ale przypomniałam sobie o moim wątłym planie; uległość. Dlatego
zagryzłam wargi, aż poczułam w ustach cierpki smak krwi.
Przełknęłam ją i odpowiedziałam najbardziej spokojnym tonem, na
jaki było mnie w tej chwili stać:
– Lailah Thomas.
Starałam
się uspokoić swój oddech i szaleńcze bicie serca, jednak Eric
skutecznie mi to udaremnił. Obie swoje ręce przeniósł na moją
talię i przyciągnął mnie do siebie, odwrócił, a zaraz potem
przytulił. Nie widziałam tego – i nie chciałam widzieć, – ale
wiedziałam, że wyglądamy jak jakaś naprawdę dziwna para. On –
dużo ode mnie starszy (nawet z wyglądu), bardziej umięśniony i
wysoki. Ja, nawet w porównaniu do moich rówieśniczek wypadam na
niską, a co dopiero przy wampirze – mężczyźnie, który liczy
sobie jakieś niecałe dwa metry wzrostu?
– Widzisz, Pam – zwrócił się do swojej towarzyszki. Wciąż mnie
dotykał, więc miałam nieograniczony dostęp do jego wspomnień.
Eric Northman był Stworzycielem Pam De Beaufort. Zdziwił mnie fakt,
że jego wspomnienia widziałam, a od wampirzycy nie. – Ile Lailah
może mieć lat? Dwanaście? Trzynaście?
– Piętnaście – warknęłam, nie mogąc się powstrzymać.
– Chciałaś wyssać piętnastolatkę.
– Można
by ją potem zahipnotyzować! – wypaliła Pam, tupiąc nogą na
wysokim obcasie. – Spytaj ją, po co w ogóle się tu kręci po
zmroku.
– Szłam
do domu – odpowiedziałam natychmiast. – Prawie codziennie tędy
chodzę, ale zwykle bar jest otwarty. – Posłusznie wskazałam w
stronę metalowych drzwi.
– Gdzie
mieszkasz? – spytał Eric, mocniej zaciskając ramiona wokół
mojej talii. Starałam się to jednak zignorować i nie odwarknąć.
Masochistką nie jestem, ja chcę żyć, a żeby żyć muszę
spokojnie i z cierpliwością odpowiadać na ich pytania.
– W
sierocińcu Shreveport. Odkąd skończyłam miesiąc – dodałam po
chwili.
Usłyszałam
dziwny dźwięk, jaki ludzie często wydają, gdy udają
zastanowienie – coś na przykład mlaskania. Jęknęłam ze strachu
i przełknęłam kolejny skurcz krtani, gdy poczułam na włosach
lodowatą dłoń wampira. Przejechał – tak jak to zrobiła Pam –
po mojej kitce, pociągnął lekko za jeden kosmyk i położył dłoń
na moim ramieniu. Jak przez mgłę zarejestrowałam fakt, że wziął
głęboki oddech.
– Pachniesz jak słońce – stwierdził zaskoczonym głosem. Blond
włosa kobieta otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, lecz Eric
uniósł dłoń, tym samym dając jej do zrozumienia, że ma siedzieć
cicho. – Jak to możliwe?
– Używam szamponu o zapachu słońca i bezchmurnego nieba –
warknęłam, wytrącona z równowagi. To miał być jeden z tych
nudnych dni, jakie przeżywam od dłuższego czasu, ale nie! Musiałam
sobie przypomnieć o bólu, który odczułam osiem lat temu, potem
Jack musiał przyjść i ze mną zrywać, a ja musiałam zerwać z
nim! Od tego czasu kumulowały się we mnie złość, ból,
bezradność i samotność, a teraz jeszcze spotkałam wampiry!
Najprawdziwsze wampiry, o jakich czyta się w książkach dla
nastolatek. Tak więc do wielkiej kumulacji mojego własnego Dużego
Lotka doszły jeszcze niedowierzanie i niewyobrażalny strach, a to
było dla mnie jak mieszanka wybuchowa. Te emocje musiały jakoś
ujść i to w tej chwili. Sarkazm i wrogość były najlepszą bronią
na tę chwilę, przez co zapomniałam o planowanej uległości.
Na moje
szczęście Eric tylko się roześmiał, ale jego śmiech był
paraliżujący – przerażał mnie.
– Pam,
może byś poszła do baru – zasugerował. – Ja zajmę się
słodką Lailah.
O
nie!, pomyślałam przerażona. Tylko nie to! Chciał ją
wykopać, żeby samemu ze mnie pić. To obrzydliwe. W tej chwili
wolałam, żeby Pam została. Pomimo że od pierwszego spojrzenia jej
znienawidziłam. Jednakże mam okropnego pecha. Wampirzyca westchnęła
i jakby od niechcenia ruszyła w stronę metalowych drzwi, za którymi
zniknęła, a ja zostałam sam na sam z wampirem wikingiem, liczącym
sobie ponad tysiąc lat.
Stałam
tak przez chwilę, odwrócona plecami do Erica, aż ten w końcu mnie
puścił i łagodnie odwrócił twarzą do siebie. Mocno pochylał
szyję w dół, żeby spojrzeć mi w oczy, a ja okropnie zadzierałam
głowę do góry. Miałam już pewność, że między nami jest ciut
więcej niż pół metra różnicy.
Długo
patrzyliśmy sobie w oczy, przez ten czas zdołałam się jako tako
uspokoić, ale nadal obawiałam się ataku wygłodniałego
krwiopijcy. Po minutach milczenia Eric się odezwał:
– Czym
jesteś?
– Zwykłą piętnastolatką – odparłam zgodnie z prawdą. Nie miałam
pojęcia o co może mu chodzić, przecież zauważyłabym, gdybym
sama była wampirem, prawda?
Z
nienaturalną szybkością wampir pochylił się nade mną w taki
sposób, że teraz nasze twarze dzieliły centymetry. Nie zdążyłam
nawet wydać pisku, a on już zadawał mi pytanie.
– Czym
jesteś?
Zdenerwowałam
się. Przecież już mu mówiłam, że jestem zwykłym człowiekiem,
więc o co mogło mu jeszcze chodzić?
I nagle
doznałam olśnienia. A co jeśli w jakiś magiczny sposób
przeczuwał, że potrafię czytać w myślach? Powinnam mu to
powiedzieć, czy też raczej zachować w tajemnicy? Co byłoby dla
mnie lepsze? Czy powiedzenie prawdy pozwoliłoby mi żyć?
Postanowiłam
zaryzykować.
– Jestem telepatką – wyznałam szeptem, nie wiedząc, co zrobi.
Twarz miał spokojną i bez wyrazu, czekał aż rozwinę temat. –
Słyszę myśli ludzi, a gdy kogoś dotknę, to przed oczami
przelatuje mi całe jego życie. Nie znam go, ale... znam.
– Moje
myśli też słyszysz?
Pokręciłam
przecząco głową, a potem się zastanowiłam.
– Gdy
mnie dotknąłeś, to widziałam cię – rzekłam. – Tysiąc lat
temu, gdy byłeś człowiekiem. – Umilkłam na krótką chwilę –
Widziałam całe twoje życie, dowiedziałam się wszystkiego, co –
pewnie podświadomie – byłeś skory mi przekazać na swój temat.
Co do myśli... Usłyszałam wyłącznie zniekształcone echo słów,
których nie potrafiłam zrozumieć – wyznałam. Była to prawda,
którą zauważyłam dopiero po zadaniu pytania.
– A
Pam?
– Cisza
jak makiem zasiał.
Wampir
urwał kontakt wzrokowy, a ja poczułam się odsłonięta, naga.
Zaczęłam się na siebie wściekać, ponieważ nie powinnam była mu
tego wyjawiać. Kto wie jak to teraz wykorzysta.
Nagle
ten niezrozumiały bełkot, o którym mówiłam, się urwał,
zostałam sama ze swoimi myślami, bez ingerencji osób trzecich. To
był błogi spokój, biorąc pod uwagę fakt, że nadal znajdowałam
się w towarzystwie śmiercionośnego potwora. Ten potwór złapał
mnie za rękę, ale nic się nie stało, pomimo że chłód zdawał
się przesiąkać przez moją skórę i mrozić szpik kostny.
– A
teraz?
– Nic
nie widzę – powiedziałam i odetchnęłam z ulgą. Tak, poczułam
ulgę i to do takiego stopnia, że (choć to ewidentnie bardzo
głupie) przestałam krzywo patrzeć na mojego towarzysza. Jednak
zreflektowałam się i chrząknęłam, wyrywając rękę z lodowatego
uścisku. – Chciałabym już wracać.
– Będziesz mogła – Eric uśmiechnął się, – ale pod warunkiem,
że coś dla mnie zrobisz.
Przeraziłam
się nie na żarty. Spojrzałam na mężczyznę wilkiem.
– Niby
co?
– To. –
To powiedziawszy, ugryzł się w nadgarstek tak szybko i tak szybko
przyłożył mi go do ust, że nawet nie zdążyłam krzyknąć.
Poczułam na wargach ciepłą i lekką ciecz, ale za nic w świecie
nie miałam ochoty jej połykać. Nie miałam jednak wyboru. To był
wampir, był tysiąc razy silniejszy od chuderlawej piętnastolatki.
Złapał drugą ręką moją szczękę i rozwarł mi usta. Wyrywałam
się i szarpałam, ale i tak kilka kropel szkarłatnej cieczy
popłynęło mi do gardła. Załkałam, ale bez łez, a wampir mnie
puścił. Z okrutnym uśmiechem wytarł mi usta kawałkiem czarnego
rękawa swojego bawełnianego swetra, a potem poklepał mnie po
czubku głowy i zniknął, na odchodnym wypowiadając jakieś słowa.
Zniknął,
zostawiając mnie samą pośrodku wyludnionej ulicy. Z masą pytań,
które krążyły mi po głowie. Jednakże strach przeważył i
wzięłam nogi za pas. Chciałam zapomnieć, wymazać to wydarzenie z
pamięci, ale wiedziałam, że tak się nie da. Że pewnego dnia to
wspomnienie powróci i przewróci moje życie do góry nogami.
Poza
tym pozostawała jeszcze kwestia słów, które wypowiedział.
Stanęłam pod drzwiami sierocińca cała zadyszana, a wtedy to do
mnie dotarło.
– Jeszcze się spotkamy – rzekł.
__________
Prawdopodobnie i tak nikogo to nie obchodzi (bo nikt tu nie zagląda), ale powiem to dla zajęcia serwerów w sieci: wszystkie błędy można mi wytykać.
I wreszcie pojawił się mój kochany Eric, ale nie dodam go na razie go bohaterów, bo w pierwszej części pojawia się tylko raz, a będzie potrzebny dalej – w drugiej lub trzeciej części.
Ekhm, a więc przeczytałam wszyściutko od deski do deski i jestem pod wrażeniem. (Co prawda nie wiem co to jest "Czysta krew", bodajże serial jakiś chyba? :D To bardzo duży brak wiedzy przeszkadzający w czytaniu?) Piszesz bardzo ładnie, przyjemnie się czyta i szablon też jest śliczny (no, dobra, małym mankamentem jest to, że bardzo nie toleruję Kristen Stewart).
OdpowiedzUsuńPoza tym zakochana jestem w imieniu bohaterki: Lailah, śliczne imię. Choć sama bohaterka wydaje mi się być dość dziwna, ciut naciągana z tymi swoimi myślami na temat życia jakie to ono trudne itd. I czasami odnoszę wrażenie, że ona myśli, że jest Bóg wie jak mroczna.
Nie wiem czy ze scen, które tu wymienię miałam się śmiać (a jeżeli nie to wybacz, ale mam nietypowe poczucie humoru, a mój śmiech w żadnym wypadku nie był kpiący!). Przede wszystkim - rozwaliło mnie imię Pam. No i moment kiedy Eric rzuca, że Pam chciała wyssać trzynastolatkę. Oburzenie Lailah jest bardzo na miejscu :)
A wiesz, który jej tekst skradł moje serce?
" – Używam szamponu o zapachu słońca i bezchmurnego nieba." :D
A w ogóle to Erica nie lubię. I nie lubię kolesia, którego pokazałaś jako Jacksona.
Tu nawet się błędów nie da wytknąć, znalazłam jedynie dwa, choć mogłam rzeczywiście coś przeoczyć.
"Nie chciałam byś następna w kolejce." - "Nie chciałam być następna w kolejce."
Po drugie, tutaj to się zdecyduj - przecinek czy myślnik.
"Zwykle miałam to szczęście, że było tu pełno ludzi – nawet zalanych w trupa, – więc jako tako..." - To jest wtrącenie, więc ja bym to zamieniła na: "Zwykle miałam to szczęście, że było tu pełno ludzi, nawet zalanych w trupa, więc jako tako..." aczkolwiek ja bym w ogóle usunęła to "nawet" i napisała, że po prostu pełno ludzi zalanych w trupa.
Nieśmiało można prosić o informowanie o nowych rozdziałach? Bo nie widzę możliwości dodania się do obserwatorów, co byłoby wygodniejsze i dla czytelników i dla ciebie ;)
Jako, że ty odpisałaś mi na moim blogu to i ja odpiszę ci na twoim! :D Z reguły często zaglądam na blogi, gdzie skomentowałam rozdział, patrzę czy ktoś coś napisał odnośnie moich opinii, więc na przyszłość spokojnie możesz pisać u siebie ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję za tych obserwatorów, jestem pierwsza! :D Na blogspocie siedzę od bardzo niedawna, więc nie wszystkie opcje jeszcze ogarnęłam, choć czytałam kiedyś coś o dodawaniu do obserwatorów mimo brak gadżetu. Jakoś zapomniałam, że się da.
Wiesz, jakby co to tam pisz tak, żeby ci, którzy nie ogarniają o co chodzi w serialu rozumieli o czym piszesz :D Choć jak do tej pory braki w wiedzy nie przeszkadzały mi. W sumie to plus za oryginalność, ostatnio niedobrze mi się robi jak co drugi blog jest o Harrym Potterze (co prawda sama takiego prowadziłam, ale to było dawno temu).
Zapomniałam jeszcze napisać wcześniej odnośnie tej mroczności - w tym rozdziale Lailah wydawała mi się bardziej naturalna niż w poprzednim i bardziej do mnie przemawiała :)
Mnie zastanawia jedno - Eric przemienił ją w wampira zmuszając ją do wypicia krwi?
Zgoda, w takim razie też będę pisała u siebie. ;)
UsuńJa również nie jestem obeznana do końca, jeśli chodzi o tego całego Blogspota, ale czytam kilka blogów (teraz już tylko jeden się takim czymś zajmuje), na których są podawane instrukcje w obsłudze tego serwisu. www.by-elfaba.blogspot.com jeśli byłabyś zainteresowana.
Te wszystkie rozdziały są mojego autorstwa, więc naprawdę trudno mi stwierdzić kiedy Lailah jest bardziej... udawana. Mam napisane do rozdziału szóstego, więc miejmy nadzieję, że pójdzie coraz lepiej, jeśli chodzi o jej charakter. W drugiej i trzeciej części ma się już kompletnie zmienić, ale nie powiem, co na to wpłynie. xD
I nie. Eric jej nie przemienił. W serialu, gdy wampir podaje ludzkiej istocie swoją krew, to automatycznie odczuwa uczucia delikwenta, a co za tym idzie - potrafi go znaleźć, choćby się ukrył na drugim krańcu świata. Równocześnie wampir staje się bardziej atrakcyjny seksualnie dla człowieka. Nie napisałam tego, bo Lailah o tym nie wie, a kiedy indziej się to wyjaśni. xD Tak więc, Eric pilnuje tylko, żeby Lailah mu nigdzie nie uciekła.
Aha, czyli wszystko się wyjaśniło. Chwilowo nie mam więcej pytań :D
UsuńAch, Elfaba, czczę ją i jej fantastyczne umiejętności graficzne *.*
Czysta Krew? Coś kojarzę, serial jakiś, ale nie oglądałam :D Hmm, od razu ten facet wydawał mi się podejrzany. Ona jest telepatką? Ciekawy pomysł. Myślę, że po wypiciu tej krwi stanie się jednym z nich, ale może się mylę. Przecież to ją chyba nie zabije... Pozdrawiam, zapraszam do siebie.
OdpowiedzUsuń